Las

[Ellie]

Obejrzałam się, gdy coś zaszeleściło.

[William]

Obejrzałem się ze zmarszczonymi brwiami, ale nic nie powiedziałem.

[Ellie]

Poszłam dalej, jednak miałam złe przeczucia.

[William]

-Locaha, szybciej. - mruknąłem. -Chodzenie nocą po obcym lesie nie jest zawsze stuprocentowo bezpieczne.

[Ellie]

Tiara szła tuż za mną. Obejrzałam się, spoglądając na nią.

[William]

Locaha przyspieszył.

[Ellie]

Zaczęłam się zastanawiać, jak to będzie.

[William]

Idąc całą noc, dotarliśmy do obrzeży lasu.

[Ellie]

Byłam lekko zmęczona. Wyciągnęłam wodę z torby.
-Chcesz?-spytałam się Williama.

[William]

-Nie, dzięki. Lepiej coś zjedz, na pustkowiach nie ma nic prócz nielicznych piesków preriowych i jakichś korzeni. - podałem Ellie swoją torbę, gdzie miałem nieco jedzenia. -Locaha, idź zapolować. To być może ostatni raz.

[Ellie]

-Nie, mam jedzenie.-powiedziałam i wyjęłam coś z torby. Zakręciłam wodę i schowałam.
-Tiara, ty też lepiej idź zapolować.

[William]

-Właśnie. - spojrzałem na Smoki. Po chwili wyciągnąłem z torby butelkę Black Magic i wylałem nieco na dłoń, którą przyłożyłem do ziemi, coś mamrocząc. Dało się słyszeć imię Hinda.

[Ellie]

Hinda? Poczekałam, aż William skończy, po czym spytałam:
-Kto to jest Hinda?

[William]

Uśmiechnąłem się krzywo.
-Nadaku. Coś jak... Opiekun. ''Bóg'' ognia. W zwyczaju Ludzi Ognia jest prosić go, aby patrzył na twoją śmierć.

[Ellie]

Zastanowiłam się. Dlaczego zaraz zakłada, że umrzemy?