Smoczy Jeźdźcy
Tereny => Łąka => Wątek zaczęty przez: William w Marzec 10, 2013, 20:01:02
-
Rozległa łąka.
-
Wleciałem i rozejrzałem się. Wylądowałem.
-
Usiadłem zginając skrzydła i popatrzyłem w niebo.
-
Wleciałam, z gracją wylądowałam na drugim końcu polany.
-
Spojrzałem na wlatującego smoka.
-
Widząc nieznanego mi smoka stałam się czujna. Bacznie go obserwowałam, nie ufałam mu...
-
Podszedłem do samicy
-Jestem Older- mruknąłem
-
-Ksirea-odpowiedziałam krótko.
-
Kiwnąłem głową. Znów wzniosłem głowę powracając do obserwacji nieba
-
-Ile tu jest smoków?-spytałem z ciekawością.
-
-Nie wiem znam tylko ciebie. Ale są chyba jeszcze 3
-
-Jak długo tu jesteś? Jeśli za dozo pytam to powiedz-powiedziałam.
-
-Nie pytasz zbyt dużo. Jestem tu od wczoraj czy przed wczoraj. Wcześniej podróżowałem z Blue
-
-Podróże...Jak ja bym chciała tak żyć-powiedziałam rozmarzona.
-
Uśmiechnąłem się. Dla mnie to była codzienność
-
-Jak ja ci zazdroszczę..-powiedziałam rozglądając się.
-
Roześmiałem się.
-Mieliśmy różne przygody.
Przeniosłem wzrok na smoczycę
-
-Ja od jajka byłam więziona. Dopiero Katnis mnie uratowała-powiedziałam smutno.
-
Skrzywiłem się.
-Współczuję. Ja w pewnym czasie mego życia zostałem wprawiony w sztuczny sen który trwał wiele lat
-
-Jak ktoś ma tyle lat co ja...przeszedł wiele i to nie koniecznie dobrego-powiedziałam.
-
Kiwnąłem głową wiedząc co ma na myśli
-
-A ty ile masz lat?-spytałem zaciekawiona.
-
-600 nie licząc tych podczas których byłem w czasie sztucznego snu
-
Wleciałam.Rozejrzałam się i niechętnie spojrzałam na smoki.
-
-Też dóżo-powiedziałam.
-
Spojrzałem na smoczycę która przyszła.
-
Skrzywiłam się lekko i odwróciłam wzrok od smoków.
-
Mój wzrok powędrował na nieznaną mi smoczycę.
-
Wstałem i wolno podszedłem do smoczycy.
-Jestem Older a ty?
-
Nie ruszyłam się z miejsca.
-
-Liya - mruknęłam
-
Kiwnąłem głową i znów podszedłem do smoczycy z którą uprzednio rozmawiałem
-
Rozejrzałam się znowu.
-
Popatrzyłem w górę zatopiony we wspomnieniach
-
Rozejrzałam się po łące.
Weszłam. Widząc nieznane mi smoki odruchowo chwyciłam za srebrny miecz na plecach.
-
Uśmiechnęłam się lekko patrząc w niebo.
-
Weszłam powoli spojrzałam na Oldera. Zobaczyłam nieznajome mi smoki
-
Powoli i z gracją podeszłam do Kirei. Z nieufnością obserwowałam pozostałe smoki. Mój miecz lekko zawibrował.
Kiedy zobaczyłem Katnis od razu poprawił mi się humor.
-
Zaczęłam z uśmiechem patrzyć nieruchomo w niebo.Po chwili otrząsnęłam się i rozejrzałam.
-
Oparłam się o nogę Oldera. Spojrzałam na Katnis
-
Spojrzałam na smoczyce, a następnie na smoka obok niej. Nadal czujnie patrzyłam na nieznajomą.
Od razu zrozumiałem spojrzenie Katnis i odleciałam.
-
Powiodłam wzrokiem za odlatującą smoczycą. Uśmiechnęłam się do Oldera
-
-Jestem Katnis-powiedziałam czujnie.
-
Weszłam i podeszłam niepewnie do Liyi.Rozejrzałam się.
Uśmiechnęłam się na widok Lillianne
-
-Ja Blue- powiedziałam cicho.
Spojrzałem na Katnis. Rozłożyłem skrzydła i wzleciałem w powietrze
-
Powiodłam wzrokiem za odlatującym smokiem i spytałam już trochę spokojniej:
-Gdzie mogę przenocować?-miecz przestał wibrować.
-
-Pewnie nie długo dostaniesz dom- powiedziałam
-
-Oby-powiedziałam. Nie wiedząc czemu cały czas byłam gotowa do ataku.
-
Westchnęłam odczuwając gotowość do ataku rozmówczyni.
-
Podeszłam na skraj polany i usiadłam pod drzewem. Uśmiechnęłam się do Blue.
-
Wyszłam.
Wyleciałam
-
Również się uśmiechnęłam. Wzniosłam głowę do góry obserwując wylatującego Oldera
-
-Dosiądziesz się?-spytałam bardziej spokojnie.
-
Podeszłam i usiadłam obok Katnis.
-Jak się nazywa twój smok?-spytałam
-
-Kirea-odpowiedziałam i po chwili dodałam:
-A twój?
-
-Older- powiedziałam uśmiechając się
-
Powiodłam wzrokiem po łące, zdjęłam miecz z pleców i położyłam go obok mnie.
-Tu niedaleko znajduje się grupa smoków Dark, prawda?-spytałam z tajemniczym uśmiechem.
-
Uśmiechnęłam się wiedząc o co chodzi. Mam podobny miecz
-
-Kogo była tamta smoczyca?-spytałam.
-
Wleciałem z Williamem na grzbiecie. Ryknąłem i zatoczyłem koło. Po chwili wylądowałem.
Zeskoczyłem z nadludzką prędkością z grzbietu Locahy i stanąłem obok niego, kładąc mu dłoń na boku.
-
Spojrzałam na Williama
-
Spojrzałam na przybyłych, widząc smoka chwyciłam miecz. Czujnie ich obserwowałam.
-
Rozłożyłem ramiona w geście powitania.
-Bonvenon, Riders. Kaj vi Drakoj.
Uśmiechnąłem się na swój smoczy sposób.
-
Nadal czujna nie spuszczałam z nich wzroku. Mój miecz zaczął wibrować, a moje oczy powoli robiły się coraz ciemniejsze.
-
Wstałam. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-
~Witajcie, Jeźdźcy. Oraz wy, Smoki. ~ rozległ się głos w umysłach wszystkich obecnych na łące.
-
Nadal nic nie mówiłam tylko skinęłam głową prawie niezauważalnie. Miecz rozświetlił się białym światłem, moje oczy były prawie czarne.
-
Wleciałam z Lillianne na grzbiecie.Wylądowałam na ziemi.
Zeskoczyłam ze smoczycy i rozejrzałam się.Sztylet w mojej kieszeni zalśnił lekko
-
-Bonvenon, Rider. Kaj vi Drako. - odezwałem się do Lilianne i Liyi.
-
Zerknęłam na Williama i tylko kiwnęłam głową.Usiadłam na ziemi obok smoczycy.
-
Jednym zwinnym ruchem schowałam miech i wstałam. Rozejrzałam się.
Wleciałam, widząc zbiegowisko i Katnis w środku głośno zaryczałam i wylądowałam obok niej.
-
-Bonvenon. - mruknąłem. -Jestem Locaha. A wy? Macie jakieś imiona? - spytałem nieco zgryźliwie inne Smoki.
-
Znudzonym wzrokiem spojrzałam na odzywającego się smoka.
-Liya. - mruknęłam krótko.
Ziewnęłam
-
Rozejrzałam się i powiedziałam:
-Jestem Ksirea
Nic nie mówiłam.
-
Wleciałem i wylądowałem zgrabnie obok Blue
-
Wzniosłam się w powietrze i zaczęłam z nudów latać w kółko
-
Dotknęłam Oldera.
-
Spojrzałam na smoczyce, po chwili wybiegłam.
Wyleciałam.
________________________________
ja lece.pa
-
Podszedłem do Smoka, który przyleciał. Pokłoniłem lekko głowę i podniosłem ją, patrząc na samca.
-Bonvenon, Drako.
Pa.
-
Zerknęłam w niebo na latającą Liyę
-
Kiwnąłem głową.
-Jestem Older
-
-Locaha. - przedstawiłem się.
-
Wyleciałam
Wyszłam
_______
kończę
-
Uśmiechnąłem się lekko. Spojrzałem na wylatującą smoczycę
-
Uśmiechnąłem się. Niebo nagle pociemniało, pojawiły się gwiazdy, jednak słońce nadal wisiało w zenicie, choć nie świeciło już tak mocno, słabiej niż księżyc. Powoli zlałem się z tłem, aż nie było mnie widać zupełnie.
Westchnąłem.
-
Zgrabnie wskoczyłam na Oldera.
Wyleciałem z Blue na grzbiecie
-
Gdy znudziło mi się, niebo zrobiło się błękitne, a ja pojawiłem się.
Westchnąłem jeszcze raz i wskoczyłem na grzbiet Locahy.
Wyleciałem.
-
Wleciałam z El na grzbiecie. Wylądowałam z lekkością.
Zeszłam z grzbietu Tiary. Rozejrzałam się po łące.
-
Usiadłam na łące.
Położyłam się za El, która oparła się o mnie i wyjęła z torby jakąś książkę.
-
Wleciałem na smoku.
Zauważyłem smoczycę. Wyglądała nieziemsko i wspaniale.
-
Spojrzałam na elfa nieufnie.
Wyczułam nieufność El. Ja jednak nie obawiałam się smoka, choć jednak nie odezwałam się.
-
-Jestem Jak. A ty?-spytałem i zeszłem ze smoka
Podeszłem do smoczycy i usiadłem.
-
-Ellie, choć mówią mi raczej El.-powiedziałam cicho.
Spojrzałam na smoka.
-
-Aha.-powiedziałem-Co będziemy robić?
-
Zdziwiła mnie lekko, jego bezpośredniość. Chyba ma wrażenie, że znamy się od dawna...
-Nie wiem. Zamierzałam czytać lub rysować.-odpowiedziałam.
-
-Pokaż co rysujesz?-spytałem
-
Wyjęłam szkicownik. W środku były obrazy smoków.
-Proszę.-powiedziałam i podałam chłopakowi obrazki.
http://2.bp.blogspot.com/_RZZDqmHcM6k/TEYyr2t2zII/AAAAAAAABIg/8i6dlbS5XoA/s1600/smok-gorski.jpg
http://www.tawerna.rpg.pl/dane/img/galeria/smok3_big.jpg
http://swiat-obrazkow.pl/obrazy/3/290/rysunek_ze_smokiem.jpg
http://sundelleselar.blog.onet.pl/wp-content/blogs.dir/907115/files/blog_dv_5151027_8007688_tr_k_mzgymtexmdgsmzkxntgy_f_80elf5qa.jpg
-
Wleciałam....
Zeszłam z smoka
-
Wszedłem.
-Bonvenon.
-
-Bonvena cxiuj.-odpowiedziałam.
-
Bonvenon - powiedziłam cicho
-
-No wreszcie, choć jedna się nauczyła. - uśmiechnąłem się, mając na myśli Ellie.
-
Spojrzałam na Williama. Uśmiechnęłam się lekko.
-
Uśmiechnąłem się.
-
Rozejrzałam się po wszystkich.
-I jak obrazki?-spytałam Jak'a.
-
Wleciałem. Wylądowałem za Williamem.
-Już miałem wzywać FBI, że mi Smok zaginął. - zakpiłem.
-
Z zainteresowaniem spojrzałam na przybyłego smoka.
-
-Bonvena cxiuj. - mruknąłem. Napotkałem spojrzenie Smoczycy.
-
-Bonvena cxiuj.-odpowiedziałam.
-
Uśmiechnąłem się lekko.
-
Odwzajemniłam uśmiech.
Wzięłam od Jak'a szkicownik. Schowałam go do torby, choć w międzyczasie widać było obrazek.
-
-Doskonale rysujesz.
-
Spojrzałam na Williama.
-Dziękuję.-powiedziałam i lekko się zarumieniłam.
-
Zamarłem.
-Przepraszam, ale czy po twarzy nie leci mi może struga krwi?
-
Przyjrzałam się twarzy Williama. Dostrzegłam stróżkę krwi.
-Tak...-odpowiedziałam cicho.-Co się stało?
-
Wyciągnąłem błyskawicznie fiolkę i wypiłem eliksir. Znów się zmieniłem.
-Nic takiego. - mruknąłem. Skrzywiłem się; płyn znów zmienił mi nieco charakter.
-
"Nie wygląda mi to na *nic*"-pomyślałam, ale się nie odezwałam.
-
Usiadłam i przyglondałam się Williamowi
-
-Jak wyglądam?
-
Do kogo to pytanie - spytałam cicho
-
-Raczej normalnie.-odpowiedziałam, myśląc, że to pytanie ogólne.
-
-Do was obydwie. -uśmiechnąłem się. -A dokładniej?
-
-Czarne włosy, ładna twarz, bez krwi.-odpowiedziałam i zaśmiałam się.
-
Tak jak zawsze - powiedziałam
-
-Ładna twarz? Wątpię. - parsknąłem. -Czarne włosy, jak zawsze. Bez krwi - nie na długo. - zaśmiałem się.
-
-A czemu niby nieładna?-spytałam i cicho się zaśmiałam.
Spostrzegłam, że El ma jakiś dobry humor, co rzadko się zdarzało.
-
Podeszłem do siedzącej Emeli i położyłem się przy niej
-
-Odejdźmy na chwilę od mojej wrodzonej brzydoty. - uśmiechnąłem się. Nagle spoważniałem. Spojrzałem na dziewczyny jednym okiem, pochylając się nieco do przodu. -A teraz, szczerze. Bo jak nie, to mam Smoka i nie zawaham się go użyć ;D. Jestem lepszy teraz czy przed tą zmianą?
-
Przyjrzałam się Williamowi. Zastanowiłam się.
-Też mam Smoka i również nie zawaham się go użyć.-powiedziałam i kiwnęłam na Tiarę.-Chyba teraz. A bynajmniej tak mi się wydaje.
-
-Aha. - uśmiechnąłem się.
-
Zamyśliłam się. Przymrużyłam oczy.
___________________________________
Lecę, paa
-
Paa, ja też :)
-
Masz ochotę na spacer spytała się cicho Williama
_____________________________________
Paa
-
-A może teraz na odmianę porozmawiasz z kimś ze swojej rasy? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie i uśmiechnąłem się.
-
Nic nie mówiłam.
-
Spojrzałem na Tiarę.
-
Przelotnie spojrzałam na smoka.
-
-Jakiej jesteś rasy? - spytałem.
-
-Smok wody.-odpowiedziałam bez wahania.
-
-Smok galaktyki. - odparłem, po czym się skrzywiłem.
-
-Jak masz na imię?-spytałam z zainteresowaniem.
-
-Locaha. A ty?
-
-Tiara.-odpowiedziałam z uśmiechem.
-
Uśmiechnąłem się.
-Locaha... - mruknąłem cicho.
Skrzywiłem się.
-Wiem, wiem.
-
Spojrzałam na Locahę i Williama.
-
-Wojna. - mruknąłem.
-Wojna. - powiedziałem równo z Williamem.
-
Zmarszczyłam brwi. "Jaka wojna...?"-pomyślałam.
Nie wiedziałam o co im chodzi. Spojrzałam pytająco na El.
-
-Wojna toczy się na zachód od nas. - zacząłem.
-Walczą niemal wszystkie ''kraje'' w naszym ''świecie''. Może nas ominie. - dopowiedziałem.
-A może nie. - dokończyłem.
-
Kiwnęłam głową.
-Kolejna wojna w życiu...-mruknęłam pod nosem.
-
Ok-odpowiedziałam i uśmiechnełam się
-
-I w moim. - mruknąłem.
-
Nic tu pomnie pomyślałam po czym wsiadłam na smoka i wyleciałam
-
Spojrzałam za wylatującą parą. Potem przeniosłam wzrok na Tiarę. Martwiłam się o nią, bo wiem, że straciła ojca na wojnie...
Wspomniałam stare dzieje. Poderwałam się z miejsca i zaczęłam zataczać koła nad łąką.
Patrzyłam na Tiarę przez chwilę, po czym odwróciłam wzrok. Wyjęłam szkicownik i zaczęłam rysować.
-
Przeciągnąłem się i spojrzałem na Tiarę.
Wyjąłem z pochwy miecz i usiadłem na jakimś kamieniu. Zacząłem go ostrzyć i polerować.
-
Wspomnienia wróciły i zadały ból w sercu.
Spojrzałam na Tiarę. Widziałam, że coś się z nią dzieje.
-
Spojrzałem na Tiarę.
-Coś się stało? - spytałem cicho.
Zgromiłem Smoka wzrokiem, po czym wróciłem do polerowania stali.
-
Usłyszałam pytanie Locaha.
-Złe wspomnienia.-odpowiedziałam wymijająco.
-
Spojrzałem na miecz, po czym schowałem go do pochwy.
-
Spojrzałam na miecz Williama. Mimowolnie sięgnęłam po sztylet.
-
-Duch walki cię poniósł?
-
-Można tak powiedzieć...-odpowiedziałam cicho. Wyjęłam sztylet, a jego ostrze zabłysnęło na krótko. Po pewnym czasie schowałam go z powrotem.
-
Spojrzałem na Locahę.
-
Wróciłam do rysowania. W końcu skończyłam rysunek.
-
-Pokażesz? - spytałem, wskazując głową szkicownik Ellie.
-
-Jasne.-podałam szkicownik Williamowi.
http://histmag.org/grafika/articles4/smoki/smoka-pokonac-trudno.jpg
-
Wziąłem szkicownik od Ellie.
-Świetnie rysujesz.
Oddałem notes dziewczynie i spojrzałem na nią, uśmiechając się.
-Nie bądź trol, mnie też pokaż. - spróbowałem spojrzeć na szkic przez ramię Ellie.
-
Wzięłam szkicownik i pokazałam obrazek Locahy.
-Dziękuję.-odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.
-
-Byłby świetny, gdyby nie maleńki fakcik. Ten facet właśnie zabija smoka. - powiedziałem.
-
-Ale oprócz tego - idealny.
-Ale gdyby smok zabijał człowieka... - zacząłem, patrząc na Locahę, po czym machnąłem ręką i urwałem.
-
-Złe wspomnienia. Tiary ojciec został zabity przez człowieka na wojnie. A ja rysuję to co czuję.-odpowiedziałam i schowałam szkicownik.
-
___________________________________
Muszę iść. Pa.
-
-Mimo wszystko, rysujesz świetnie.
Pa.
-
-Dziękuję.-odpowiedziałam.
-
Weszłam i podeszłam do dziewczyny i się przywitałam - Hej jestem Emeli
-
-Hej. Jestem Ellie. A ta w górze to Tiara.-odpowiedziałam i kiwnęłam łbem na Smoka.
-
Miło ni poznać was dwie - powiedziałam i popatżyłam się na Tiare
-
Wyjąłem znów miecz z pochwy i wykonałem nim kilka ruchów tak szybkich, że stal była nieml niewidoczna.
-
Spojrzałem na Williama.
-
W międzyczasie spostrzegłam krótki błysk.
Zleciałam na ziemię i wylądowałam przy El.
-
Wleciałem.. i nareszcie znalazłem Emeli i szybko podleciałem do niej
A ten co wleciał to Water - powiedziałam
-
Spojrzałam na Watera.
-
Popatrzyłem na smoczyce ktura stała koło dziewczyny
-
Uśmiechnęłam się lekko.
Wyjęłam ponownie sztylet.
-
Uśmiechnełem się
-
Przymrużyłam oczy.
-
Odezwałem się w końcu
Hej jestem Water - powiedziałem
-
-Bonvena cxiuj.-odpowiedziałam.-Jestem Tiara.
Przyjrzałam się uważnie sztyletowi.
-
Miła ni cie poznać - odpowiedziałam
-
Spojrzałem w zamyśleniu na swój miecz.
-
-I nawzajem.-rzekłam.
Patrzyłam na sztylet.
-
Odeszłam na bok i usiadłam i patrzyłam na Williama
Uśmiechnełem się
-
Znów wyleciałam w górę i zaczęłam krążyć.
-
-Hej, chyba spałem na jawie.-odpowiedziałem.
Patrzyłem po nie znajomych smokach.
-
-Chyba tak. - uśmiechnąłem się. -Bonvena. Masz miecz?
-
Siedziałam i obserwowałam
-
-Jestem Jake, a wy?-spytałem
Siedziałem spokojnie patrząc uważnie na smoki.
-
-Ja jestem Cerber.-powiedziałem z wahaniem
-
Położyłem się na trawie.
-
Wstałam..
Jestem Emeli - odpowiedziałam
Water-powiedziałem
-
-Aha.
Wstałem i poleciałem, aby rozprostować skrzydła.
-
-Co? A tak, jestem Locaha. - mruknąłem, nieco nieprzytomnie.
Zacząłem ostrzyć miecz.
-
Wruciłam na miejsce i usiadłam
-
Usiadłem i zawołałem Cerbera.
Usłyszałem głos mojego pana i powróciłem na moje miejsce koło Jake'a.
-
Położyłem się koło Emeli
-
Pamiętajcie, Smok to nie tylko nazwa rasy, lecz również tytuł. Smoki nie są towarzyszami Jeźdźców.
-
__________________-
Dobrze
-
Ok.
-
-Ktoś chce powalczyć?- spytałem, po czym zmarszczyłem brwi. Wcale nie miałem zamiaru tego mówić.
-
Ja bym mogła tylko miecz mam u siebie w domu - powiedziałam
-
-Mnie przydałaby się większa nauka w tej dziedzinie.-odpowiedziałem
-
-Ja się całe życie tegu uczyłem. - powiedziałem. Spojrzałem na Locahę. W jego łuskach odbijała się moja twarz... poznaczona strużkami krwi. Wyjąłem fiolkę i wypiłem eliksir, znów się zmieniając. 'I znów taki sam', przemknęło mi przez myśl.
-
Muszę lecieć, pa.
-
A poduczysz mnie troche - powiedziałam do Wlliama
______
Pa
-
Patrzyłam się Williamowi w oczy i co- spytałam uśmiechając się
-
-Ja chcę powalczyć.-odpowiedziałam i wstałam. Wyprostowałam się, trzymając sztylet w dłoni.-Dawno nie miałam okazji walczyć, ale z miłą chęcią sobie przypomnę.
Wylądowałam obok El.
-
-El, a może poduczysz mnie?-spytałem
Podszedłem do Tiary i się położyłem przy jej skrzydle.
-
-Sama za dużo nie pamiętam. Myślę, że William więcej nas poduczy.-odpowiedziałam. Ostrze sztyletu błysnęło w słońcu.
Spojrzałam na Smoka i uśmiechnęłam się lekko.
-
-Ja? - spytałem i zmarszyczyłem brwi. -Elfy są z natury szybkie i zwinne... - uśmiechnąłem się. -...choć nie twierdzę, że jestem elfem. Jake, to chyba nie wypada, żeby mężczyzna mniej wiedział od kobiety.
-
-Swego czasu wygrywałam każdy pojedynek.-westchnęłam.
Spojrzałam na El.
-
Nic nie mówiąc, zacząłem znów ostrzyć miecz.
-
Spojrzałam na Williama.
-Kiedy zaczynamy naukę?-spytałam.
-
Podniosłem głowę znad miecza.
-Naukę? - powtórzyłem.
-
-Dawno nie walczyłam, a Jake chyba niewiele wie. A wojna nie sługa, walczyć trzeba. Myślę, że coś możesz nas nauczyć.-powiedziałam spokojnie.
-
-A co już umiecie?
-
-Mogę pokazać.-odpowiedziałam. W ręku trzymałam sztylet.
-
-Wiem, że nie wypada. Ale z drugiej strony jak mam może jako takie podstawy.
-Jestem Cerber.
-
-Tiara.-odpowiedziałam.
Spojrzałam na Jake'a.
-
-Dobrze. Pokażcie zatem, co umiecie. - wyciągnąłem drugi miecz.
-
Spojrzałam z uwagą na Williama. Obserwowałam każdy jego ruch.
-Zaczynaj.-powiedziałam.
Odeszłam kawałek za El. Chciałam mieć lepszy widok.
-
Odszedłem na bok i położyłem się.
-Robi się.-powiedziałem i wykonałem perfekcyjnie podwójne cięcie, a następnie uderzenie Tora.
-Co sadzisz?-spytałem pochopnie
-
Pchnąłem miecz w lewej dłoni w stronę Ellie, po czym obróciłem się błyskawicznie i przyłożyłem prawy miecz do pleców Jake'a, blokując lewym sztylet Ellie.
-
-Jak narazie, 0-1 dla Jake'a. - uśmiechnąłem się.
-
Zwinnie uniknęłam ostrza miecza. Jednym ruchem odblokowałam sztylet i z lekkim zamachem przyłożyłam go do pleców przeciwnika.
-
Schyliłem się i odwróciłem szybkim ruchem. Szybko zablokowałem atak na Ellie.
-Nie atakujemy kobiet.-powiedziałem z uśmiechem.
Patrzyłem z przejęciem.
-
Ciąłem powietrze mieczami, zwinnie unikając ostrzy przeciwników, czym zmusiłem ich do przysunięcia się do siebie plecami, i przyłożyłem im miecze do gardeł, uważając, aby ich nie zaciąć.
-
Patrzyłem z zainteresowaniem, co z tego wyniknie.
-
Szybko wyrwałem się raniąc trochę gardło. Podciąłem Williama i przyłożyłem mu sztylet do piersi.
Przymrużyłem oczy i prawie zasnąłem.
-
Przeturlałem się i powaliłem Jake'a płazem miecza na ziemię, przykładając mu ostrze do pleców.
-Nieźle.
-
Sztyletem manewrowałam w powietrzu, unikając ataków. Przeturlałam się za Williama i przyłożyłam sztylet do jego pleców.
-Żadnych ulg!-powiedziałam.
-
-Dopiero się rozkręcam.-powiedziałem i przeturlałem się. Podszedłem jednym zwinnym ruchem przeciwnika z tyłu. Wykonałem uderzenie taktyczne, którego nauczyłem się od największego mistrza szermierki.
-
Kucnęłam i nogą ścięłam Williama z nóg. Potem przyłożyłam sztylet do jego gardła.
-
-Nic ci nie jest? - mruknąłem do Jake'a. -Te miecze, prócz tych wszystkich okropności wojen, dodają jeszcze groźbę tężca.
Sparowałem błyskawicznie wszystkie ciosy, odsunąłem mieczem ostrze od gardła, i powaliłem przeciwników, delikatnie, acz stanowczo, na ziemię. Wstałem i przyłożyłem im miecze do piersi.
-
-Widzę, że nieźle ci idzie.-powiedziałem i odwróciłem sytuację przykładając dziewczynie sztylet do gardła.
Obudziłem się i nieprzytomny popchnąłem Jake'a na El.
-
Szybko stanąłem między Jake'em a Ellie, aby się przypadkiem nie pozabijali.
-
Wstałam i spojrzałam na Williama. Potem przeniosłam wzrok na Jaka.
-
Wstałem z El. Miałem całe brudne branie.
-Walczymy dalej?-spytałem
-
-Ja mogę.-odpowiedziałam i wytrzepałam ubranie z pyłu.
-
-Jake, o mało nie odciąłeś jej głowy. Cerberze, uważaj, kiedy mają miecze i sztylety. - mruknąłem.
-Przepraszam. Wolałem interweniować. Miałaś ostrze na gardle. - odsunąłem się i schowałem miecze, zmierzając do wyjścia.
-
-Walczcie sami. Jesteście bardziej uzdolnieni ode mnie. - wyszedłem.
-Eliksir mu się skończył. - wyjaśniłem i wyleciałem.
-
-To było przez przypadek, jestem bardzo śpiący.-oznajmiłem
-Ja kończę, muszę poćwiczyć ruchy, których nauczyli mnie znani szermierze w Japoni i Chinach.
-
-Dobrze.-odpowiedziałam.
-
Wyczyściłam sztylet i schowałam go do pochwy.
-Kiedy ty się nauczyłaś tak walczyć?!-spytałam zdziwiona.
-Lata praktyki.-odpowiedziałam wymijająco. Weszłam na grzbiet Tiary.-Cześć!-pożegnałam Jake'a i wyleciałam.
-
-Szkoda, że zostałem sam.
-Nie obrazisz się, że polecę a tą ładną smoczycą?
-Nie, leć.-powiedziałem i zacząłem ćwiczyć. Robiłem idealnie ruchy, których się nauczyłem rzez setki morderczych treningów.
Wyleciałem za smoczycą.
-
Wstałam i zawołałam smoka
Podleciałem do Emeli
-
Wsiadłam i wyleciałam
-
Zostałem sam i dalej ćwiczyłem.
-
Weszłam myśląc że nikogo niema ale zauważyła że Jake ćwiczy więc odeszłam trochę żeby mu nie przeszkadzać i usiadłam
-
Patrzyłam jak Jake ćwiczy
-
Zauważyłem dziewczynę.
-Cześć.
-
Wszedłem.
-Bonvenon cxiuj.
-
Bonvenon William - odpowiediałam
Hej - odpowiedziałam do Jake
-
Poczułem rozczarowanie z nadejściem Wiliama.
Usiadłem obok Emeli.
-
Jedną ze swych mocy, których w sumie nigdy tak do końca nie odkryłem, wyczłem rozczarowanie Jake'a. Nie dałem nic po sobie znać, skupiłem się jednak, i zmieniłem postać. Wyglądałem inaczej, choć wciąż miałem bliznę.
-
Jake, czego Strażnikiem chcesz być?
-
patrzyłam się na Jake'a i Williama
-
-Emeli ładnie dziś wyglądasz.-szepnąłem dziewczynie na ucho
Jakim strażnikiem? Co mam do wyboru?
Przy okazji mogę mieć partnerkę jako smok i jako elf?
-
Do wyboru masz strażników: Ważne ---> Stanowiska.
Partnerkę może mieć i Smok i Jeździec.
-
Dziękuje - powiedziałam cicho i uśmiechnełam się
-
Strażnik Lasu (max 2)
Strażnik Lodowego Lasu (max 4)
Strażnik Szczytów (max 2)
Strażnik Dolin (max2)
Strażnik Rzek (max2)
Strażnik Gór (max4)
Strażnik Jezior (max2)
Strażnik Łąk (max 2)
Strażnik Lodowca (max 4)
Strażnik Domów (każdy jest strażnikiem swego domu, a prócz tego, jest jedna osoba do wszystkich)
-
-Jesteś naprawdę piękną elficą.-szepnąłem jej na ucho
-
Zarumieniłam się i uśmiechnełam do Jake'a
Ty taż jesteś przystojny - szepnełam Jake do ucha
-
Spojrzałem na Jake'a i Emeli. Nagle coś mnie uderzyło (w przenośni). Pokręciłem ledwo zauważalnie głową.
-
-Może i dla ciebie, ale nie jestem taki wyjątkowy jak ty.-odparłem
-
Nie jestem wyjątkowa a ty na serio jesteś przystojny - szepnełam cicho Jake'owi do ucha
-
Muszę iść, nie ruszać mnie stąd.
-
__________________________________________________
Ok. Ja zaraz wracam muszę iść na chwilką z psem
-
-Owszem jesteś.-powiedziałem i zacząłem się bawić włosami Emeli.
-
Popatrzyła Jake prosto w oczy i uśmiechneła się
-
Patrząc na Emeli w słońcu zrozumiałem, że jest jeszcze słodsza niż się wydawała.Miałem ochotę ją pocałować, ale tego nie zrobiłem.
-
chcesz się gdzieś przejść spytałam patrząc się na Jake
-
-Z tobą pójdę wszędzie.-wymknęło mi się
-
Jak słodko pomyślałam i usmiechnełam się
-
Przysunąłem się do dziewczyny i pochyliłem głowę na wysokość jej głowy. Przyłożyłem czoło do jej czoła i patrzyłem jej prosto w oczy.
-
Zarumieniłam i poczułam w brzuchu motyle
-
Czułem ciepło tej dziewczyny.
Kto ma pocałować?
-
_____________________
Jak wolisz
-
Pocałowałem dziewczynę. Najpierw delikatnie, a później namiętnie.
-
nie przerwałam pocałunku
-
Odsunąłem się.
-Przepraszam.-powiedziałem z wyżutem
-
Nic się nie stał - powiedziałam zarumieniona i nadal czułam motyle w brzychu
-
Pocałowałem dziewczynę znowu przygniatając ją do ziemi.
-
Uległam Jake'owi
-
Nie mogłem się powstrzymać. Zacząłem całować coraz namiętnej.
Pisze się Jake'owi
-
____________
Ok
-
Zabrakło mi powietrza, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Zanurzyłem dłonie we włosach Emeli.
-
Weszłem zauważyłem Emeli ale pomyślałem że nie będe im przeszkadzać więc się wycofałem
-
słodko pomyślałam
-
Zauważyłem smoka i skończyłem pocałunek.
-
Byłam zaromieniona
Zauważyłem że mnie zobaczyli dlatego szybko wyleciałem
-
-To był twój smok?-spytałem
-
Tak - odpowiedziałam zarumieniona
w mojej myśli był teraz Jake
-
-To co robimy? Wracamy do naszego poprzedniego zajęcia?
-
Jak chcesz - powiedziałam uśmiechając się
-
Położyłem się i wziąłem dziewczynę na swój brzuch.Znów pocałowałem dziewczynę namiętnie.
-
i zmów w mojej myśli był Jake
-
Skończyłem pocałunek.
-Idziemy?
-
Gdzie spytałam patrząc Jake'owi oczy
-
Stałem, gapiąc się w przestrzeń. Otrząsnąłem się gwałtownie i wyszedłem.
-
-Nie wiem. Zaskocz mnie.
-
choć może do domu robi się ciemniej powiedziałam patrząc Jake'owi oczy
-
-Ok, to do ciebie czy do mnie?
-
do mnie powiedziałm wstając
-
Wyszedłem.
-
wyszłam
-
Weszłam. Rozglądałam się po okolicy
-
szłam dalej patrząc na powiewającą na lekkim wietrze trawę...
-
wyszłam.
-
Weszłam zamyślona.
Wleciałam za Ellie. Wiedziałam, że jest zamyślona i mogłoby się jej coś stać.
-
Wszedłem, myśląc o Fantomach, które udało mi się zindentyfikować. Jeden z pewnością był gniewu, jego działaniu uległem i ja. Drugi prawdopodobnie był zazdrością, temu jednak nie udało się mnie dopaść, ostatni raz zazdrosny byłem jako małe dziecko.
-
Usłyszałam jakiś ruch i kątem oka dostrzegłam, że to William.
-Bonvena.-przywitałam się.
-
Wleciałem.
-
-Hej Ellie.
-
-Bonvena, Jake.-odpowiedziałam Jake'owi.
-
Weszłam. Powiodłam po miejscu szklistym wzrokiem. Zachwiałam się trochę. Potrząsnęłam głową. Po moim ramieniu ciekła strużka krwi.
-
-Ellie mogłabyś pilnować Emeli przez jakiś czas. Zerwaliśmy i nie chcę, żeby zrobiła coś głupiego.
-
Kiwnęłam głową.
-Jasne. Gdzie ona jest?-spytałam.
-
Spojrzałam na przybyłą elfkę. Podeszłam do niej.
-Co się stało?-spytałam.
-
Ponownie potrząsnęłam głową.
-Nic mi nie jest- wymamrotałam
Odciągnęłam rękaw ubrania ukazują długą ranę.
-
-Chodź nad jezioro.-zaproponowałam.
-
-Po co?- spytałam już przytomniej
-
-Obmyjesz rany i szybciej ci się zagoją.
-
-To nic nie da. Nóż był zatruty. Prawdopodobnie będę umierała powoli i dość boleśnie ale to nie jest pewne
-
-William, co o tym sądzisz...?-zwróciłam się do Wiliama.
-
-Ellie, Emeli jest w lesie chyba, poza granicami.
-
Spojrzałam przelotnie na elfa.
-
-Niezbyt dobrze...-odrzekłam.
-
Zdjąłem koszulę i przetarłem dziewczynie rany.
-Idziemy nad jezioro, koniec i kropka.-powiedziałem i włożyłem dziewczynę na grzbiet Cerbera. Wylecieliśmy(Ja, Cerber i Blue).
-
Zostałam wyleciana? :o
-
___________
Tak, chyba tak :)
-
-Bonvena... - owiedziałem cicho stojąc w miejscu jak posąg, po czym zerwłem się i wybiegłem.
-
Wszedłem spowrotem. Spojrzałem w niebo, z którego zaczął obficie sypać śnieg.
-
Westchnąłem i wyszedłem.
-
Weszła usiadła się na słońcu żeby szybciej wyschnąć
-
Siedząc patrzyła się w dal
-
wstała i poszła dalej idąc zauważyła mnóstwo kwiatów usiadła w szam środek była otoczona kwiatami tak że nie było jej widać
-
Znudzona wyszła
-
weszłam i położyłam się na zielonej trawie
-
Weszłam, położyłam się na trawie.
-
Rozejrzałam się.
-
Nade mną latały motyle, a na wyciągniecie ręki miałam kwiaty.
-
Wyszłam.
-
Weszłam.
-
Zaczęłam zbierać kwiaty.
-
gdy uzbierałam dość dużo, wyszłam.
-
Wszedłem, chwiejąc się. W końcu stanąłem, plując krwią. Nagle przeszył mnie ból, przez pierś i brzuch przebiegło mi coś w rodzaju błyskawicy, zostawiając mi otwartą ranę. Zatoczyłem się i upadłem. Przez chwilę czułem ból, po tej chwili wszystko zniknęło, myśli, ból, czucie, wzrok, słuch. Innymi słowy mówiąc, umarłem.
-
Z zamyśleniu dotarłam na łąkę. Poczułam zapach krwi i rozejrzałam się. Spostrzegłam leżącego Williama, niezwykle bladego. Podeszłam do niego chwiejnym krokiem. Uklękłam i wzięłam jego rękę. Spróbowałam wyczuć puls, jednak go nie było.
-Nie...-wymamrotała niewyraźnie i zaczęłam płakać. Stało się to, czego się obawiałam.
Wleciałam i spostrzegłam płaczącą Ellie. Wylądowałam obok niej i zauważyłam martwego Williama. Spojrzałam współczująco na El. Położyłam łeb na jej ramionach.
-Tak mi przykro, El.-powiedziałam cicho do niej.
-
Wciąż leżałem martwy. (xD)
-
Wleciałem.
-Co tu się stało? - ryknąłem.
-
Spojrzałam na Locahę. Zamierzałam wszystko mu wyjaśnić, ponieważ mógłby się zdenerwować i przejść do rękoczynów. Jednak El sama wszystko powiedziała.
-Dowiedziałam się, że William był Wyklęty. I to go zabiło. Miał niewiele czasu i mało możliwości. Ale o tym zapewne wiesz.-powiedziałam cicho, nie patrząc na Smoka.
-
Patrzyłem osłupiały na Ellie, Tiarę i ciało Williama, jakby prawda nie mogła, a może nie chciała do mnie dotrzeć. W końcu jednak dotarła.
-Wiedziałem, że był Wyklętym i że go to zabija, ale nigdy nie zadawałem mu pytań, prawdopodobnie dlatego się przede mną otworzył. A teraz i ja powinienem umrzeć. - powiedziałem, z rezygnacją składając skrzydła. -Powinno się to stać w momencie śmierci Williama, a jednak się to nie stało.
-
Zdałam sobie sprawę, że Locaha ma rację. Wyprostowałam się i spojrzałam w skupieniu na Smoka.
-Powinieneś umrzeć, a jednak żyjesz... czyli William nie do końca umarł...-zaczęłam snuć głupie pomysły
-
-Nie sądzę. - mruknąłem ponuro. Podszedłem do ciała. -On nie ma już pulsu, a człowiek, gdy nie oddycha, ma cztery minuty, aby go ożywić. Minęło już zbyt dużo czasu.
Mój duch (niewidzialny), wyszedł z ciała i stanął obok.
*Kto by pomyślał - ja - że człowiek może wyjść z siebie i stanąć obok*, pomyślałem, przewracając oczami, ciągle niewidzialny.
-
Nie zauważyłam, że duch Williama wyszedł z siebie. Ciągle byłam wpatrzona w jego bezwładne ciało.
-
Uśmiechnąłem się do siebie (głupi bezmyślny uśmiech xD). Nagle poczułem (duch) jakbym zmieniał postać, choć ciało wciąż leżało, a jako duch nic nie robiłem. Poczucie bezcielesności zniknęło, pojawiłem się na skraju łąki jako... koń. Moje ciało nadal leżało przy Ellie, Tiarze i Locaha'e. Natomiast mój duch został przekształcony i ucieleśniony.
__________________________________
(http://republika.pl/blog_ok_4179470/5854797/tr/kon_magiczny.jpg)
-
Dostrzegłam konia na skraju. Wiedziona kobiecym instynktem (xD) podeszłam do niego. Stanęłam kilka metrów od niego i wyciągnęłam rękę.
-
Wstałem powoli. Stępa podszedłem do Ellie, jednak zatrzymałem się metr od niej. Moje ciało zniknęło, gdy nikt nie widział (xD).
-
Patrzyłam uważnie na konia. Nie zauważyłam, że ciało Williama zniknęło.
-
______________________
Ludzkie ciało xD
-
________________________
Ups xD
-
Spojrzałem na Ellie i pochyliłem nieco głowę. Wydawało mi się, że skąś ją znam, ale nie pamiętałem skąd.
_____________________
::) ;D
Stracę pamięć *.* I walnięcie patelnią mi nie pomoże xD
-
Podeszłam powoli do konia. Wystawiłam rękę, by mógł mnie poznać.
-
Wciągnąłem przez chrapy zapach podstawianej ręki, po czym obszedłem powoli do okoła Ellie, aby ją obejrzeć.
-
Przeczekałam, aż koń mnie obejdzie. Gdy się zatrzymał, powoli wyciągnęłam rękę i poklepałam go po łopatce.
-
Trąciłem pyskiem dłoń Ellie, po czym ''usiadłem'' (xD).
______________
(http://ks27729.kimsufi.com/p2/200804/61/15054583.jpg)
-
Spojrzałam na siedzącego konia. Głaskałam go delikatnie po chrapach.
-
Parsknąłem i cicho zarżałem, ponownie wstając.
-
Spojrzałam w jego oczy. Było w nich coś znajomego, tylko nie wiedziałam jeszcze co.
-
Potrząsnąłem lekko łbem.
-My się znamy? - spytałem, choć nie wiedziałem, czy mnie zrozumie.
-
___________________
My się zrozumiemy, czy nie? xD
-
________________________
Zostawiam to tobie, choć wolałbym tak xD
-
-Nie wiem...-odpowiedziałam, za nim zdałam sobie sprawę, że rozumiem, co on mówi.
-
-Hmm... - mruknąłem i zamyśliłem się.
Patrzyłem otępiały na konia i Ellie.
-
Uderzyło mnie nagle, że naprawdę rozumiem, co on mówi. Osłupiała spojrzałam na konia.
-
Zauważyłem, że dziewczyna się na mnie patrzy.
-Co...?
-
-Ja cię rozumiem! I ty mówisz!-powiedziałam osłupiała.
-
-Eee... No, mówię... I ty mnie rozumiesz... - spojrzałem uważnie na Ellie, czy aby nic jej nie jest. -Jak się nazywasz?
-
-Jakby nie patrzeć, jesteś koniem ja elfem. I normalnie rozmawiamy, jak koń z koniem czy elf z elfem.-odpowiedziałam, gdy spostrzegłam spojrzenie konia.-Jestem Ellie, a ty?
-
-Miło mi. - powiedziałem. Milczałem dość długo, próbując przypomnieć sobie swoje imię.
-
-A ty jak się nazywasz?-spytałam ponownie.
-
-Nazywam się... William.
-
Uderzyło mnie. Spojrzałam na Tiarę i Locahę. Spostrzegłam, że ciało Williama zniknęło. Nogi się pode mną z lekka ugięły i mało brakowało, a bym upadła.
-William...-wykrztusiłam.
-
Podpełzłem, aby przytrzymać Ellie; szeroko otwartymi oczami wpatrywałem się w konia.
Spojrzałem na Ellie.
-
Przytrzymałam się Locahy. Odzyskałam jakąkolwiek równowagę i puściłam się Smoka. Podziękowałam mu skinieniem głowy.
-
Kiwnąłem głową, wciąż patrząc na konia.
-
"Może dlatego go skądś kojarzę...?"-pomyślałam.
-
-Coś się stało? - spytałem, nie wiedząc o co chodzi.
-
-Długa historia...-odpowiedziałam, wciąż w zamyśleniu.
-
kiwnąłem głową, wyrażając zrozumienie.
-
Podeszłam do Tiary.
-Czy to ci się nie wydaję choć trochę podejrzane?-spytałam cicho.
-Trochę tak.-przyświadczyłam.
-
Patrzyłem z lekkim zainteresowaniem na Ellie i... co to było za stworzenie?
-
Spostrzegłam spojrzenie konia.
-Tak?
-
-Nic. - powiedziałem szybko. Jednak ciekawość zwyciężyła. - Co... Kto to jest? - wskazałem na Tiarę i Locahę.
Patrzyłem otępiały na konia.
-
________________________________________
Muszę lecieć, pa...
-
-To są Smoki, a ja jestem Jeźdźcem. Patrz.-powiedziałam i kiwnęłam głową do Tiary. Wskoczyłam na jej grzbiet i wzleciałam w powietrze. Poleciałam wysoko i po chwili wróciłam.
-
______________
Pa
-
-Sporo potrafią. - skomentowałem.
-
-Tak, są wyjątkowe. Wiele Jeźdźców nie umie żyć bez swego Smoka. Tak właściwie nie może bez niego żyć.-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do Tiary.
-
-Aaaa... - mruknąłem.
-
-Ten oto Smok to wyjątkowy... Przypadek-powiedziałam, patrząc na Locahe-. Jeżeli Jeździec nie żyje, jego Smok też umiera. I na odwrót. Jego Jeździec nie żyje, a on jednak tak.-urwałam.
-
-Aaa... Hm. Przykro mi - powiedziałem, patrząc na Smoka.
-E...emm... A-aha... - wydukałem.
-
Usiadłam obok Tiary. Opadłam się o nią. Popadłam w zamyślenie.
-
Położyłem się, patrząc w zamyśleniu i zaciekawieniu na Ellie i Smoki.
-
Przymknęłam oczy.
Coś mi mówi, że to może być zbyt podejrzane.-posłałam myśl Tiarze.
Owszem, jest to mocno podejrzane, ale nie wiemy jak dowiedzieć się prawdy.-odpowiedziała mi w myśli.
________________________
Smoki i Jeźdźcy mogą się porozumiewać myślami, jak w Eragonie?
-
Znudzony zacząłem przyglądać się trawie.
__________________________________
Hmm... Chyba tak...xD
-
Tak, to prawda.-odpowiedziałam jej tylko i obie zamilkłyśmy. Spojrzałam w zamyśleniu na konia.
-
-Kto jest za przejażdżką po lesie? - zaproponowałem.
-
-Okey...-odpowiedziałam i podniosłam się z ziemi.
-
Wstałem.
-
Weszłam na grzbiet Tiary.
-
Wybiegłem kłusem.
Wyleciałem.
-
Tiara zaczęła iść za koniem, oczywiście prędko go doganiając, bo jest dużo większa.
-
Weszłam. Usiadłam na śniegu, po turecku i zaczęłam się zastanawiać.
-
Wszedłem za Ellie.
-Ej, za co mnie przepraszałaś?
-
-Nie zatrzymałam go. Odleciał. I nie wiem, kiedy wróci.
-
Przez chwilę nie rozumiałem, o kogo chodzi, gdyż mój najwyraźniej nie lubiący mnie mózg już wymazał Locahę z pamięci, jednak zaraz sobie przypomniałem. Kucnąłem obok Ellie.
-Wróci, kiedy uzna to za słuszną decyzję. Nie jest moim niewolnikiem. - powiedziałem, starając się ją pocieszyć.
-
-Powiedział, że chce założyć rodzinę. Jak już kogoś sobie znajdzie, to nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie chciał wracać.-westchnęłam.
-
-Pfff, no to przekonamy jego partnerkę, żeby ''wyprowadziła się na wieś''. - przewróciłem oczami. -Nie no, szczerze, komu tu się może nie podobać?
-
-Tu jest świetnie.-powiedziałam.-Ale czy będą chcieli tu przylecieć? Z smoczątkami?
-
-Eee... No to może przylecą zanim będą mieć smoczątka?
-
-Nie wiem. Tak czy inaczej poleciał.
-
-Wróci. - mruknąłem. -Chyba.
-
Spojrzałam na niego.
-Co robimy?
-
-Nie wiem... Znaczy, zależy o co chodzi.
-
-Bo tak trochę nudno jest... To co robimy?
-
-Możemy... Możemy... Nie wiem, co możemy...
-
-Możemy wszystko.-mruknęłam.-Ale co chcemy?
-
-Ha! - uniosłem palec. -Możemy tylko to, co przynosi nam korzyść.
-
Przewróciłam oczami.
-To co chcesz robić?-zapytałam ponownie.
-
-Eee... pass...
-
Westchnęłam.
-Nic? Nie masz pomysłu?
-
-E-e... A ty?
-
Zastanowiłam się.
-W sumie to.. nie.
-
-Noooo właśnie...
-
-Wyścig?
-
-Na pieszo? (xD)
-
Spojrzałam na niego z politowaniem.
-Może jeszcze na leżąco?-mruknęłam.
-
Uniosłem ręce w pojednawczym geście.
-Tak tylko pytam...
______________
xD
-
-To jak wyścig? Biegany, żeby nie było wątpliwości.
-
-Okej, ale nie mam z tobą szans. - mruknąłem. -Za bardzo podziurawiony jestem.
-
-Dam ci fory.-powiedziałam litościwie. Rozejrzałam się.-Linia startu będzie przy tamtym drzewie.-rzekłam, wskazując brodą wielkiego dęba. Spojrzałam zaraz potem w drugim kierunku.-Meta przy tamtym krzaku.-powiedziałam wskazując na ów krzak.-Zgadzasz się?-uśmiechnęłam się lekko.
-
-Jaaasne. - zacząłem się rozciągać.
-
Usiadłam na ziemi i zaczęłam się rozciągać. Robiłam skłony, dotykając czołem kolana.
-
Zacząłem robić skrętoskłony. (xD)
-
Zaczęłam robić brzuszki.
-
Zacząłem robić przysiady.
______________________
Nie starczy już? xD
-
-Gotowy do biegu?-zapytałam i truchtem dobiegłam do linii startu.
____________
Pani na wf zawsze nam mówiła, że rozgrzewka jest najważniejsza xD
-
Podniosłem się, o mało nie lądując nosem w trawie, i stanąłem obok Ellie na lini.
-Yes, Captain.
____________________
xD
-
-Na angielski mu się zebrało...-wymamrotałam cicho pod nosem.-3... 2... 1...-dodałam głośniej.-START!-krzyknęłam i ruszyłam sprintem przed siebie.
-
Ruszyłem za Ellie biegiem.
_____________________
Nawet nie zdążyłem zakląć...xD
-
Odwróciłam się, patrząc na Williama. Po chwili patrzyłam już przed siebie, żeby nie zaliczyć spektakularnej gleby (xD)
-
Zaczęło mi już brakować tchu, więc zamiast na głos, zakląłem w myślach i przyspieszyłem, bo już zacząłem w tyle zostawać, mimo, że (chyba...xD) byłem wyższy od Ellie i miałem dłuższe nogi.
-
Uśmiechnęłam się pod nosem. Oddychałam głęboko, biegnąc przed siebie. Linia mety zbliżała się.
-
________________________________________
Kto ma wygrać? ._______.
-
____________________
Znając mnie, mogłabym się wyglebać o korzeń np. To zależy xD
-
W końcu dobiegłem do mety. Nawet sobie nie zaprzątałem głowy sprawdzeniem, kto jest pierwszy, tylko padłem na ziemię jak zestrzelony, nie mając zamiaru się ruszyć.
-
Dobiegłam do mety, nie oglądając się. Oparłam się o pień, ciężko oddychając.
-Kto...kto wygrał...?-powiedziałam, między oddechami.
-
-A... A bo ja... ja to... wiem...? - wydyszałem i zacząłem robić oddechy ibuki.
-
-Ja... ja... też nie wiem....-wydyszałam.
-
Uspokoiłem oddech prawdopodobnie na kilka minut przed tym, jak miałem juś umrzeć z hiperwentylacji.
-
Usiadłam, opierając się o pień.
-Uznajmy, że... jest remis.
-
-Taa... No właśnie. - nadal leżałem na ziemi.
-
Położyłam się, patrząc w niebo.
-
Nawet mi się nie chciało ruszyć ręką, zwłaszcza, że było strasznie ciepło i duszno jak na zimę. Słońce w ogóle mnie męczyło.
-
Podniosłam się na łokciu.
-
-Blech. - burknąłem. -Normalnie się zaraz uduszę.
-
-Idziemy się czegoś napić?-spytałam
-
-Możemy iść. - Nawet się nie ruszyłem. (xD)
-
-Leń.-mruknęłam.-Idę po coś do picia, zaraz wracam.-powiedziałam i podniosłam się. Wyszłam.
-
Weszłam.
-Orientuj się!-krzyknęłam i rzuciłam mu butelkę wody.
-
-Y? - spytałem leniwie otwierając jedno oko, po czym zrywając się i łapiąc butelkę tuż przed tym, jak miała uderzyć mnie w głowę.
-
Usiadłam obok niego i otworzyłam butelkę. Wypiłam połowę na raz.
-
Wypiłem większość wody z butelki niemalże jednym haustem, resztę wylałem sobie na głowę.
-
Dopiłam do końca wodę.
-Co robimy?
-
-Uchm... Idziemy popływać?
-
-Okey.-powiedziałam i wstałam. Otrzepałam się z piachu.
-
Wstałem i przeciągnąłem się.
-
-Kto pierwszy nad jeziorem?-wyszczerzyłam zęby.
-
-Spoczko. - poruszyłem brwiami i wybiegłem truchtem.
-
Wybiegłam, w międzyczasie mijając Willa.