Smoczy Jeźdźcy
Tereny => Jezioro => Wątek zaczęty przez: William w Marzec 10, 2013, 19:50:43
-
Jezioro.
-
Wleciała...zaeszła z smoka i usiadła na brzegu jeziora a koło nie siedział Water
-
Wleciałam z moją panią na grzbiecie
Witaj! siostro-przywitałam się
i zeszłam ze smoczycy
-
Witaj - odpowiedziałam stając
water obserwował mnie
-
Smoczyca spojrzała na smoka warcząc
Sory za nią-powiedziałam do siostry
-
Niema sprawy - odpowiedział
Smok patrzył się wciąż na Essme i Smoczyce
-
Zauważyłam że Water wciąż się patrzy na Nelly
-
Szturchnełam smoka muwiąc uu.....Water
Smok się zakłopotał
-
Essme zachichotała
Smoczyca odwróciła wzrok
-
Emeli nie mogło powstrzymać uśmiechu muwiąc niewstyć się
Smok odwrucił głowe
-
Nelly oddaliła się..
Nelly!? no choć -powtórzyłam patrząc w stronę smoczycy
-
Smok chciał odejść ale zauważyłam i powiedziałam:
-Water, tak się nie zachowuje Dżeltelmen.
-
Wleciałem z Williamem.
Zeskoczyłem z grzbietu Smoka.
Ryknąłem z zadowoleniem i zanurkowałem w jeziorze.
-
Zauważyłam że ktoś przyleciał podeszłam aby się przywitać
-
-Bonvenon, Riders. Kaj vi Drakoj. - skłoniłem głowę i uśmiechnąłem się.
-
Uśmiechnełam się i odpowiedziałam Witaj jestem Emeli
-
Witaj jestem Essme-powiedziałam z uśmiechem
Smoczyca skłoniła się
-
Water przywitaj się - powiedziałam do smoka
Smok pokłonił się
-
Wynurzyłem się i wyszedłem z wody, patrząc z niezadowoleniem, jak dziewczyna rozkazuje Smokowi. Smoki były zupełnie niezależne od Jeźdźców, ale nie zawsze Jeźdźcy przyjmowali to do wiadomości.
-Bonvena, jestem William. - powiedziałem, kłaniając się. Uśmiechnąłem się i oparłem dłoń na boku.
-Locaha. - mruknąłem.
-
Miło mi - powiedział i również się uśmiechneła
Podeszłem do Emeli i usiadłem przy niej
Zauważyłam że smok usiad koło mnie to go przytuliłam.
-
Uśmiechnąłem się.
-
Położyłem się przy Emeli
Emeli stała uśmiechmięta
-
Położyłem się na brzegu.
-
Popatrzyła się ma smoka William
-
Wleciałam, jednak nie lądowałam. Z góry obserwowałam smoki i ich jeźdźców.
-
Spojrzałem na dziewczynę.
-
Zataczałam koła w powietrzu.
-
Uśmiechnełam się i odwróciłam wzrok robiąc krok do tyłu zapomiając że za mną leży Water i potknełam się o niego
-
Uśmiechnąłem sią z sarkazmem.
-
Zaśmiałam się cicho, wciąż latając.
-
Wstałam otrzepałam się zrobiło jej się gupio i nie patrzyła się ma nikogo
Wstałem żeby nie leżeć pod nogami
-
Muszę iść.
-
___________________________
Ja też
-
___________________
Ja też ^^
-
Po mojej twarzy zaczęła znikąd ściekać krew. Szybko wyjąłem skąś małą fiolkę i wypiłem zawartość. Zmieniłem się.
-
-Locaha. - mruknąłem.
Podstawiłem się, aby William mógł wejść, a gdy to zrobił, wyleciałem.
-
Wyleciałam znad jeziora. Miałam wrażenie, że El zaraz się zdenerwuje...
-
Siostro mam ważnom sprawe i musze lecieć powiedziała i przytuliła siostre poczym wsiadłam na smoki i wyleciał
-
Weszłam. Stanęłam nad brzegiem.
-
Wszedłem, zataczając się i ledwo widząc. Nie zwracając na nikogo uwagi, wskoczyłem do jeziora. Woda zabarwiła się na czerwono. Zanurkowałem, prawie tracąc przytomność.
-
Wynurzyłem się. Wyszedłem na brzeg. Mimo, iż rana była głęboka, miałem już tylko długą bliznę od prawej skroni, przez policzek, usta i kość szczęki, a kończąc na lewym boku szyi.
-
Wleciałam a by popływać Water wylądował i zeszłam magle zauważyłam Williama - William co ci się stało kżyknełam z przerażenia
-
Podbiegłam do Williama
-
Podeszłam do Williama.
-Co ci się stało?!-krzyknęłam.
-
-Nic... To tylko blizna. - uśmiechnąłem się z wysiłkiem, po czym zblagłem i zachwiałem się. -W tym ostrzu była trucizna...
-
Podtrzymałam go, aby się nie wywrócił.
-Usiądź.-rozkazałam.-I daj mi to ostrze.
-
-Jak? Ostrze jest ze swoim właścicielem daleko stąd.
-
Mruknęłam coś pod nosem.
-Wiesz, kto to był?-spytałam.
-
-Wiem. I nie mam zamiaru wam tego mówić. -odparłem.
-
Westchnęłam.
-Czemu?-spytałam.
-
-Nie będę was w to mieszać.
Wleciałem. Zobaczyłem Williama i podszedłem do niego. Dopiero po chwili zobaczyłem jego bliznę.
Muszę lecieć, pa.
-
Przewróciłam oczami.
______________________
Ok, pa
-
-Ty mi tu nie przewracaj oczami, bo taki jest fakt. Prawda jest taka, że chcąc zdobyć pewną rzecz, naraziłem się na gniew właściciela, z czego wywiązała się bójka. Nie mam zamiaru przywiązywać wagi do takiej błahostki.
-
-Masz bliznę na pół twarzy i to jest błahostka!-zawołałam.
-
______________________________
Moja przyjaciółka wbiła mi nóż w plecy (w przenośni oczywiście), więc mam zły humor, a to może się odbić na Ellie. Nie bierz tego do sb. :P
-
-Tak. Błahostka. I tak nie zdobyłem tego, co chciałem.
Spoko xD
-
-Jak chcesz, mogę ci pomóc.-powiedziałam spokojnie.
-
-Nie, nie możesz. - odparłem, również spokojnie.
-
-Mogę więcej, niż ci się wydaje.-odpowiedziałam.
-
-Nie chodzi mi o twój zakres możliwości, tylko o to, czy ja chcę, abyś mi pomogła. - założyłem ręce na pierś.
-
-Dobrze, dobrze...-powiedziałam.
-
-Nie mam zamiaru nikogo w to mieszać, prócz mnie. Zmieńmy temat.
-
-Okey...-rzekłam.
-
Zaraz wracam
-
_________
Czekam.
-
-Wiecie coś o tym jeziorze? - wskazałem głową ów zbiornik wody naturalnej.
Ok, jestem.
-
-Coś o tym słyszałam.-odpowiedziałam.
-
-Nie wiem, czy zauważyłaś, ale gdy tu wszedłem miałem otwartą ranę, a gdy przemyłem ją wodą - a to nie tylko zasługa mojej krwi, dzięki której wszystko goi mi się błyskawicznie - miałem już tylko bliznę.
-
-Rzeczywiście...-powiedziałam powoli.
-
Uśmiechnąłem się, przez co blizna zniekształciła mi nieco twarz.
-To lecznicza woda. Zawiera łzy syreny i krew feniksa.
-
Kiwnęłam głową. Z niewiadomych powodów miałam ochotę na walkę. Mimowolnie zacisnęłam rękę na sztylecie.
-
-Znasz się na medytacji?
-
-Nie bardzo. Nigdy nie medytowałam.-powiedziałam.-A co?
-
-Muszę nauczyć się panować nad swoimi postaciami.
-
-Aha...-odpowiedziałam.-W tym wypadku ci nie pomogę.-dalej trzymałam dłoń na sztylecie.
-
-Wiesz co to jest? - wyjąłem z sakiewki przy pasku dwa płaskie krążki i podałem Ellie. Jeden był większy i złoty, drugi mniejszy, srebrny.
-
Wzięłam krążki. Przyjrzałam się temu.
-Coś mi to mówi...-powiedziałam niepewnie.
-
-To nasze monety, Qindarke i Provokoni. 100 Qindarke'ów to 1 Provokoni. Te dwie możesz zatrzymać.
-
-Dzięki.-powiedziałam i schowałam monety.
-
-To był tylko wstęp xD - podałem Ellie i Emeli po sakiewce.
Dodajcie do podpisów:
Monety: 50 Qindarke 2 Provokoni
-
Ty, Ellie, piszesz: 51 Qindarke 3 Provokoni
-
Uśmiechnęłam się lekko. Wzięłam sakiewkę i dołożyłam wcześniejsze monety, do tych.
-
Usiadłem na ziemi i zamknąłem oczy.
-
Schowałam sakiewkę do torby.
-
___________________
Kończe, pa
-
Wyprostowałem nogi, kładąc się i opierając głowę na skale.
Przyglądałem się spokojnie tafli jeziora.
Pa.
-
Zdjęłam rękę ze sztyletu. Usiadłam obok Williama.
-
-Przepraszam, że się tak wepchnąłem między ciebie i Jake'a, ale powpadać możecie na siebie później, a drugiej szansy na życie nie dostaniecie.
-
-Jak myślisz, on wciąż tam jest? - mruknąłem półgębkiem do Williama.
-Nie, nie sądzę.
-W takim razie, polecę tam zapolować. Te zwierzęta z Doliny już mi zbrzydły.
-Jasne.
Wyleciałem.
-
Spojrzałam za Smokiem.
-Nic się nie stało. Możliwe, że przegięliśmy...-odpowiedziałam.
-
-Zależy z czym. Trening dobrze wam poszedł, ale mogliście nie przesadzać z tymi nożami. Ja też nie powinienem brać od razu dwóch mieczy. - wstałem błyskawicznie i zastygłem jak kamienny posąg, przymykając oczy.
-
Zauważyłam, że William nagle zastygł. Samoczynnie wstałam i rozejrzałam się czujnie. Jednak niczego nie spostrzegłam.
-Co się stało?-spytałam cicho.
-
Uśmiechnąłem się cierpko.
-Chciałem potrenować zmianę postaci. Nie chcę być zależny od... Eliksiru.
-
Nic nie odpowiedziałam. Ponownie usiadłam, wpatrując się w taflę spokojnego jeziora.
-
Skupiłem się. Zaczęły mi się nieco zmieniać rysy twarzy, po chwili jednak znów wyglądałem tak samo.
-
Spojrzałam na Williama. Przez jakiś czas widoczne były inne rysy twarzy.
-
Znów się skupiłem, jednak i tym razem udało mi się zminić tylko w połowie.
-
Przyglądałam się wysiłkom Williama.
-
Otworzyłem oczy, będąc znowu takim samym. Usiadłem, opierając się plecami o jakiś głaz.
Muszę lecieć, pa.
-
Odwróciłam wzrok i znów patrzyłam na taflę wody.
__________
okey, pa
-
Jednak nie xD
-
_______________
xD
-
^-^
-
______________________________
Pisz.
-
-Muszę coś... - mruknąłem i wstałem, zmierzając do wyjścia.
-
Patrzyłam za Williamem.
-
Wyszedłem.
-
Wstałam i wyszłam.
-
Wyleciałam
-
Weszłam
-
odrazu skoczyłam do wody
-
Wszedłem. Zdjąłem koszulkę, a moje mięśnie mieniły się w świetle księżyca.
-
Popatrzyłam się na Jake'a
-
Patrzyłem się w księżyc jak zahipnotyzowany.
-
Jake powiedziałam
-
-Przepraszam.-powiedziałem i wskoczyłem do wody.
-
Wszedłem, zataczając się z bólu, cały we własnej krwi. Podszedłem do jeziora od innej strony niż Emeli i Jake, nie zwracając na nich uwagi.. Padłem na kolana przy brzegu, prawie tracąc przytomność.
-
Zauważyłem Williama.
-Coś ci się stało?-spytałam
-
byłam przerazona
-
Nie odpowiedziałem, zaciskając zęby z bólu. Nie miałem siły sięgnąć dłońmi po wodę. Na przedramionach, piersi i brzuchu miałem trzy długie, głębokie, krwawiące, ziejące rany. Ostatkiem sił wstałem i przechyliłem się do przodu, naumyślnie wpadając do jeziora. Wyginając się z bólu, opadłem na dno. Woda nade mną zabarwiła się na czerwono.
-
Przytuliłem dziewczynę, aby nie musiała patrzeć na ten straszny widok. Przeniosłem ją na brzeg i okryłem ręcznikiem zasłaniając twarz. Wyłowiłem Williama i popatrzyłem na rany.
Jak ci pomóc William
-
nie wiedziała co ma zrobić
-
Ja jestem przy Williamie, a ty leżysz na ziemi.
-
Wyrwałem się ostatkiem sił Jake'owi, aby nie doszło do kontaktu mojej krwi z jego skórą. Moja własna krew wyżarła mi skórę jak silnie żrący środek. Wpadłem znów do jeziora. Po chwili moje rany nieco się zasklepiły.
Za chwilę, poczekaj, aż wyjdę.
-
_____________
Poprawiłam
-
Zauważyłem, że jest coraz lepiej. Podszedłem do Emeli i mocno ją przytuliłem. Wiedziałem, że jej serce tego nie zniesie.
-
byłam rotrzęsiona i smutna
-
Wynurzyłem się i wyszedłem z jeziora. Moja krew zniknęła z wody. Zataczając się, odszedłem nieco od brzegu. Zamiast ran miałem trzy długie, grube blizny.
-Jake, jeśli masz na sobie moją krew, wchodź natychmiast do jeziora. - wydyszałem.
-
-Nie nie mam.
Poczułem roztrzęsienie dziewczyny i zakryłem jej twarz swoją piersią, tak aby poczuła ciepło.
-
myślałam co dalej będzie
-
Wziąłem dziewczynę na ręce i zaniosłem do domu. Wyszliśmy.
-
Przemywałem blizny wodą z jeziora, aż w końcu miałem pewność, że ustoję dłuższą chwilę. Wyszedłem.
-
wyszłam
Wyleciałam
-
weszłam i usiadłam na brzegu smutna
-
Wleciałam na grzbiecie Tiary. Podeszłam do Emeli, wyraźnie przygnębionej.
-Bonvena. Co się stało?-spytałam i usiadłam obok niej.
-
Wlecieliśmy( Ja, Blue i Cerber).
Zacząłem przemywać jej rany.
-
Do głowy przychodziły mi spomnienia z Jake'm
Zauważyłam Ellie
-Bonvena -odpowiedziałam
-
-Co cię gnębi?-spytałam ponownie.
-
Odsunęłam się.
-To nic nie da- warknęłam rozdrażniona
-
Nic takiego powiedziałam.
Wstałam powiedziałam przepraszam ale musze iść
-
-Trudno, Blue, i tak to zrobię.-powiedziałem i zamoczyłem moją koszulkę w wodzie i wróciłem do przemywania nią ran dziewczyny.
-
Popatrzyłam na Jake'a po czym ruszyłam w strone wyjścia (wyszłam)
-
Westchnęłam niechętnie.
-Widziałeś może taką roślinę o szerokich liściach i złotych kwiatach?
-
-Chyba była w lesie.
-
Kiwnęłam głową.
-Jest mi potrzebna- mruknęłam kierując się w stronę wyjścia
-
Zatrzymałem dziewczynę.
-Po co?
-
Spojrzałam za Emeli. Westchnęłam i wstałam.
-
Wzruszyłam ramionami
-Prawdopodobnie jest odtrutką
-
-Pomóc ci szukać?-spytałam Blue.
Podeszłam do wody.
-
-Jeśli chcesz.
-
Weszłam na grzbiet Tiary i wyleciałyśmy.
-
Wyszłam
-
-Ellie ty znajdź, a ja przemyje jej rany. Muszą być dokładnie przemyte, aby podać jakikolwiek kwiat.
-
Wyszedłem za Blue.
-
Wbiegłam....wskakując odrazu do wody
-
Wyszła na brzeg i usiadła
-
Wyszła.
-
weszłam.
-
Weszłam.
-
ymm... hej- powiedziałam do dziewczyny która właśnie weszła
-
-Hej, jestem Tristesse.
-
a ja Lyka... miło mi- powiedziałam
-
Na moim ramieniu wylądował biały gołąbek.
-Mi też miło.
-
popatrzyłam na gołębia...
- em. co robimy??
-
-Nie mam zbytnio pomysłów. - Pogłaskałam gołębia.
-
ja też nie.- powiedziałam i usiadłam
-
Usiadłam obok. Postawiłam gołębia na ziemi i z kieszeni wyjęłam trochę chleba. Dałam mu trochę okruszków.
-
przyjaciel?- zapytałam patrząc na ptaka
-
-Każde zwierze, to przyjaciel.. - uśmiechnęłam się. Gołąbek odleciał.
-
każde... nawet niedźwiedź który chce cię zjeść?- zapytałam
-
-Mnie nie. - uśmiechnęłam się. Wyczarowałam mały kwiatek. Przywiązałam do drzewa. Nagle on (kwiat) rozrósł się na całe drzewo, owijając je.
-
Zauważyłam małego zajączka w jamie. (nie norze) Wyjęłam go.
-Co tam robisz sam ? Maluchu ? - spojrzałam na niego i posadziłam sobie go na kolanach.
-
Wypuściłam zajączka.
-Co tak cicho siedzisz ?
-
Wszedłem nieco chwiejnie. Ramiona miałem prawie rozszarpane, brzuch mocno zadrapany. Moja krew, wypływająca z ran, spadała na nietknięte miejsca i wypalała je, jednocześnie lecząc inne rany po czym znów je otwierając. Podszedłem jak pijany do jeziora, zrobiłem krok do przodu... i wpadłem do jeziora. Obróciłem się w wodzie na plecy. Woda z jeziora wpłynęła do moich ran i zaczęła krążyć w żyłach z moją zdradliwą krwią, lecząc obrażenia.
-
Wypłynąłem i wyszedłem na brzeg, choć ramiona wciąż miałem poszarpane. Wyszedłem.
-
Wstałam i wyszłam.
-
Weszła. Usiadła przy brzegu, patrząc na taflę wody,
-
Znudzona już długim siedzeniem, wyszła.
-
Weszłem, rozejrzałem się czy jestem sam
-
Weszłam, dostrzegłam chłopaka uśmiechnęłam się.
-Hej jestem Essme a ty ?-spytałam
-
Hej ja jestem Audrey-powiedziałem całując dziewczynę w rękę
-
Zarumieniłam się, spojrzałam chłopakowi w oczy.
-Długo tu jesteś spytałam ?
-
Nie niedługo-odpowiedziałem również z uśmiechem.
- Przypominasz mi jedną dziewczynę Emeli znasz ją? -spytał
-
- Czy znam ? to moja starsza siostra- oznajmiła siadając nad brzegiem jeziora.
-
Uśmiehnełem się. Również siadając nad brzegiem koło essme.
- Fajnie mieć rodzinę prawda ?-spytał smutno
-
Również posmutniałam.
- Co się stało z twoją ? jeśli mogę spytać
-
-Nie znałem ich, podobno matka zostawiła mnie jak byłem mały, włożyła mnie w koszyk i puściła w
rzekę, zostawiła mi także list pisało tam " Musiałam odejść". Przeczytałem go jak dorosłem. Znalazła
mnie kobieta z mężem których zawsze traktowałem jak rodziców. Jednak gdy miałem 12 lat poszłem na pole,
po plony. Usłyszałem strzały, pobiegłem do domu tam zastałem martwych rodziców. (Tak ich nazywałem).
Uciekłem i błąkałem się długie lata w samotności aż spotkałem Broma i dotarliśmy tu-powiedział smutno
-
-Bardzo mi przykro ja też nie miałam wesoło z siostrami.-powiedziała
-
- Z siostrami ? myslałem że masz jedną ?-powiedział
-
Zaśmiała się lekko.
-Nie, oprócz Emeli mam jeszczę Lily jest najmłodsza-oznajmiła
-
-Fajnie ja nigdy nie miałem rodzeństwa a szkoda-powiedział
-
- Ale napewno doczekasz się dzieci z ukochaną-powiedziała śmiejąc się lekko.
-
-Możliwe-powiedział
*A może ty nią będziesz*-pomyślał
-
-O czym tak myslisz ?-spytała zainteresowana
-
- O niczym ważnym-powiedział
Co robimy ?-dodał
-
-Chym... zamysliła się
nie wiem co proponujesz ?-spytała uśmiechnięta.
-
- Może pokaże ci mój dom co ty na to ?-zapytał
-
ok-powiedziała po czym wyszła
-
wyszłem za Essme
-
Wszedłem. Oparłem się o jakąś skałę przy jeziorze.
-
Zmrużyłem oczy i spojrzałem na Emeli.
-No?
-
Milczałem.
-
Spojrzałem za Emeli, nadal nic nie mówiąc.
-
-Emeli. - odezwałem się znużonym tonem. -Nie chcę cię zranić.
-
Nagle poczułem coś, jakby cios w brzuch. Zgiąłem sią niemal w pół.
-
-Khleh... - wykrztusiłem, po czym na moment się zamyśliłem i dodałem: -Nic...
-
-Nom. - mruknąłem, powoli się prostując. Ból powoli mijał.
-
-Hm. - mruknąłem.
-
Nic nie mówiłem.
-
Znowu zgiąłem sią w pół z bólu. Zacząłem kaszleć; wyplułem nieco krwi. Spojrzałem na nią obojętnie.
-
-Nic.
-
-Mówię, że nic. - wyplułem znowu krew i wyszedłem.
-
Wszedłem. Przystanąłem, czekając na Ellie.
-
Weszłam.
-
-Tooo... Co robimy...?
-
-A co chcesz robić?-odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-
-A bo ja wiem... Pływać nie będę, nie mam chyba żadnych ran. - zażartowałem, oglądając się.
-
-Ja raczej też nie. A inne propozycje?
-
-Eee... Nastąpiło zwolnienie maszyny losującej... przetwarzanie wiadomości nadanej przez Ellie... Błąd, brak danych.
________________
::) ;D xD
-
Spojrzałam na Williama
-Ale na pewno nic nie nie jest?
___________
Hah xDD
-
-Nieee, chyba nie. - zamrugałem niewinnie.
_____________________
xD
-
-Dobrze, to co robimy?
-
-Eee... Nie mam zielonego pojęcia...
-
-To coś wymyśl.
-
-Ugh... Ty też możesz wymyślić...
-
Wpadłam na jakiś pomysł.
-Może ganiany? Pod wodą?
-
-O, skarbnica pomysłów się znalazła. O...key?
-
-To zaczynamy.-powiedziałam. Zdjęłam torbę z ramienia, jednak sztylet zostawiłam u boku. Podeszłam do Williama. Dotknęłam jego ramienia.-Ganiasz.-powiedziałam spokojnie, po czym podeszłam do jeziora i wskoczyłam na główkę. Zaraz znalazłam się przy dnie.
-
Przewróciłem oczami i zrzuciłem torbę z ramienia. Podszedłem do jeziora jednocześnie skacząc.
-
Płynęłam przy dnie, gdzie panowała ciemność. Odpływałam coraz dalej.
________
PW!
-
Popłynąłem za Ellie.
__________________
Już, już...xD
-
Zatrzymałam się i obejrzałam. Wokół siebie utworzyłam barierę z czarnej mgły, która sprawiła, że woda zafarbowała na czarno. Na celu nie miałam unieruchomienie Williama, bo wiedziałam, że to i tak nic nie da. Chciałam po prostu sprawić, by mnie nie widział.
-
_______________________
...mu po prostu...? xD
-
____________
Bo mi zamuliło i nie chciało się załadować xDD
-
Rozejrzałem się. Było ciemno, więc wypuściłem macki mocy i w krótce wyczułem Ellie. Popłynąłem w jej stronę.
-
Obejrzałam się i zauważyłam, że Will płynie do mnie. Przyspieszyłam i skorzystałam z drugiej mocy. Przed oczami Williama pojawił się prawie ten sam widok, tylko beze mnie.
-
Widziałem fatamorganę, ale plusem moich mocy było to, że widziałem takie rzeczy, jednocześnie widząc przez nie. Znów popłynąłem za Ellie. (xD)
-
Cofnęłam "wizję". Szybko popłynęłam na przód. Teraz musiałam polegać na własnych siłach.
-
Nieco przyspieszyłem, lekko doganiając Ellie.
-
Nadal uciekałam. Płynęłam dość szybko, by choć trochę oddalić się od Willa. Jednak on po chwili mnie dogonił.
-
Jeszcze przyspieszyłem i po chwili byłem obok Ellie.
-
Dostrzegłam obok siebie Williama. Uśmiechnęłam się przebiegle i nagle się zatrzymałam. Zaraz popłynęłam w drugą stronę.
-
Zrobiłem zwrot przez ramię i popłynąłem za nią.
-
Dostrzegłam jakąś skałę. Przyspieszyłam, znikając w ciemnościach. Ukryłam się za skałą.
-
Przepłynąłem obok i się rozejrzałem.
-
Pozostałam przy skale.
-
Dostrzegłem w końcu Ellie, podpłynąłem do niej i klepnąłem ją w ramię.
________________________
Sorry, że tak wyszedłem bez uprzedzenia, ale tak mnie brzuch bolal, że wziąłem dwie tabletki i poszedłem spać.
-
Zanim się spostrzegłam, obok mnie pojawił się William. Wypłynęłam na chwilę na powierzchnię. Wzięłam ogromny haust powietrza i wróciłam w to samo miejsce.
-
Stworzyłem sobie wokół głowy bąbel powietrza. Założyłem ręce na pierś i poruszyłem brwiami.
-
Rozejrzałam się w wodzie i zauważyłam, że William ma bąbel wokół głowy. Ja tak nie mogłam, jednak umiem na długo wstrzymywać powietrze. Zaczęłam płynąć za Williamem
-
Odwróciłem się i zacząłem płynąć.
-
Wciąż płynęłam dalej, doganiając Williama.
-
W między czasie stworzyłem Ellie bąbel powietrza i popłynąłem szybciej.
-
Uśmiechnęłam się lekko. Płynęłam, i gdy już miałam dotknąć Williama, nagle zniknął. Zatrzymałam się i spojrzałam w dół, gdzie był William. Znikał powoli w ciemności, ciągnięty przez coś. Popłynęłam za nim, jednak stwór był szybszy. Zacisnął swe kły na nogach Williama.
-
Spojrzałem ze zdumieniem w dół i wrzasnąłem. Bąbel powietrza spełnił swoje zadanie i nie przepuścił wody. Spróbowałem kopnąć stwora, ale nie mogłem poruszyć nogami.
-
Podpłynęłam szybko do potwora. Próbowałam go jakoś odciągnąć. Zdziwiłam się jednak, gdy ujrzałam, że woda nie leczy ran. Spojrzałam na Williama. Wokół mnie zebrała się wodna, czarna mgła. Jej "macki" dosięgły potwora, który jednak nie zareagował. Cofnęłam mgłę i z przerażeniem spojrzałam na Williama. Płynęłam szybko za nimi, gdyż William ciągnięty przez potwora w dół, szybko znikali. Wyjęłam sztylet i trzymając go w dłoni, postanowiłam zaatakować bezpośrednio. Wiedziałam, że mogę przypłacić życiem. Trudno. W imię przyjaciela mogę się poświęcić.
-
Zamachnąłem się ręką, ale nawet nie dosięgnąłem stwora. Ten rozszarpał mi skórę i część mięśni nóg, więc nie próbowałem kopać. Wyszczerzyłem zęby i wgryzłem się w swój nadgarstek. Zgiąłem nogi w kolanach, aby być bliżej potwora i ścisnąłem ranny nadgarstek nad jego oczami. Kilka kropel spadło na skórę stwora. Ten wydał mrożący krew w żyłach wrzask i nieco rozluźnił uchwyt.
-
Spojrzałam na Williama. Wolną ręką wykonałam ruch w stylu "STOP". Przyspieszyłam i dogoniłam stwora. Załapałam się wolną ręką za jego kolec. Nagle przyspieszył, przez chwilę miałam wrażenie, że mi urwało rękę. Jednak rozum mi wrócił i ręką, w której miałam sztylet, zaczęłam celować w jego oczy. Jednakże on szybko pędził, więc trudno mi było go zaatakować. Trafiłam, a on wrzasnął przeraźliwie. Otworzył szeroko paszczę, puszczając Williama. Widząc jego rany, dałam mu znak ręką, że ma uciekać. Sama trzymałam się stwora, który szybko oddalił się w ciemności dna. Po jakimś czasie przystanął i spojrzał na mnie. Nic nie widziałam, atakowałam na oślep. Nagle poczułam się słabo, moje ataki ustały. Jednej nogi nie czułam. Nie przejmowałam się tym, próbowałam atakować dalej.
-
Rany na nogach zaczęły mi się goić w oczach. Nie czekając na zrościęcie się reszty mięśni, popłynąłem za Ellie i stworem. Dogoniłem ich i wyjąłem sztylet. Z rozmachu wbiłem stworowi nóż w łeb, przebijając mózg i czaszkę. Sztylet, mimo że był w wodzie, zaczął płonąć. Chwyciłem Ellie za ramię i zacząłem płynąć na powierzchnię.
-
Poczułam, że coś mnie ciągnie. Myślałam, że to stwór, więc zaczęłam na ośle atakować w kierunki Williama.
-
-Hej! - chciałem krzyknąć, ale bąbel wokół mojej głowy zniknął, więc zdołałem tylko zabulgotać. Pomachałm Ellie ręką przed oczami.
-
Potrząsnęłam głową i ujrzałam Williama. Nie schowałam sztyletu, na wypadek, gdyby stwór wrócił. Machałam jedną nogą, gdyż druga była ranna. W ogóle jej nie czułam, ale teraz najważniejsze to wydostać się na brzeg. Płynęłam jak najszybciej. Nogi nie czułam, a gdy spojrzałam w dół, dostrzegłam, że jest cała poszarpana. Ale jednak rany powinny się zrastać w wodzie, a nic się nie dzieje.
-
Wypłynąłem na powierzchnię i potrząsnąłem głową, żeby pozbyć się wody z oczu. Dysząc, czekałem aż Ellie wypłynie.
-
Wypłynęłam. Położyłam się na piachu. Noga była cała w krwi, poszarpana. Ale mimo tego nie czułam żadnego bólu.
-
-Jad. - wyksztusiłem, podpływając do brzegu. -Cholerstwo musiało być jadowite.
-
Przed oczami wystąpiły mi mroczki.
Wleciałam z rykiem. Wylądowałam obok Ellie. Spojrzałam na nią i jej nogę. Zbliżyłam się do Williama. Wydmuchałam gorący obłok.
-Co ty jej zrobiłeś?!-warknęłam groźnie.
-
Wygramoliłem się na brzeg.
-Uspokój się. - burknąłem do Tiary. Spojrzałem na Ellie. -Tiara, możesz... No tak. Locaha! - krzyknąłem.
Wleciałem.
-Coś nie tak?
-Dużo nie tak. - mruknąłem. -Przytrzymaj Ellie, ok? Muszę... wycisnąć truciznę...
-A ty? Ty też masz jad w ranach.
-Moja krew sama sobie z nią poradzi. Wypali ją...
-To może polej jej rany swoją krwią?
-Nie, tylko bardziej ją porani.
-
Zmierzyłam wzrokiem Williama.
-Pamiętaj, że jeżeli coś jej zrobisz, to rozszarpię cię na małe kawałeczki.-warknęłam.
-Tiara.-wychrypiałam.-Daj spokój...
-
Zacisnąłem łapy na rękach Ellie.
-Wyleczę cię, jak tylko pozbędę się trucizny, ok? Nie będę cię oszukiwał, to boli, i muszę ci złamać nogę, ale zaraz cię wyleczę, ok?
-
-Co?!-krzyknęłam chrapliwie. Spojrzałam na Tiarę.
-
-Tylko tam mogę się pozbyć trucizny! Moja krew jest czasem przydatna, inaczej musiałby to zrobić Locaha, a Smok nie zrobi tego, co człowiek...
-
-Dobrze...-powiedziałam, zamknęłam oczy i czekałam.
-
-Mógłbym cię znieczulić, mam morfinę, ale wydostałaby się razem z trucizną... - westchnąłem głęboko i zacząłem ściskać nogę Ellie, krew zaczęła wypływać, czarna i gęsta przz truciznę.
-
-Mogę użyć mgły...
-
-Na sobie? A kto by ją odwołał?
-
-Nie wiem...-uśmiechnęłam się słabo.
-
-Chyba obędzie się bez łamania ci nogi. - mruknąłem, widząc, jak zwykła krew powoli zastępuje czarną.
-
W pewnym sensie ulżyło mi.
-
Gdy czarna krew już przestała płynąć, skupiłem się i uzdrowiłem Ellie.
-Jeśli możesz, to połóż się spać, straciłaś dużo krwi...
-
Otworzyłam oczy. Podpierając się na Tiarze wstałam.
-Idziesz ze mną?-spytałam.
-
-Ej! - szybko jak kobra pochyliłem się i podciąłem Ellie nogi na wysokości kolan, po czym złapałem ją, zanim uderzyła o ziemię. -Gdzie? Chcesz zemdleć? Zaniosę cię.
-
Zanim upadłam ktoś mnie złapał.
-Dzięki.
-
-Nie ma za co. Locaha, Tiara - idziecie? - spytałem i wyszedłem z Ellie.
-
<Wyniesiona>
-
Pokręciłem głową, nie ruszając się. Za bardzo zmęczony byłem.
-
-Nie lecisz?
-
-Nie, muszę się przespać. - mruknąłem. -Poza tym, William trafi do dobu beze mnie.
-
-Nie wolisz iść spać do swojej jaskini?
-
-Wszystko mi jedno... - wymymrotałem, już niemal śpiąc.
-
Położyłam się.
-
<Locahy tu już nie ma>
Wbiegłem truchtem. Rozłożyłem się na brzegu, czekając na Ellie.
-
Wbiegłam, zaraz za nim.
_____________
Ooj, ja już tu jestem... I to od 20 listopada xD
-
_____________________
Nie ty, tylko twój smok, zdaje się...
-
___________
Aj, no może xD
-
_____________
xD
-
Alex slowly wandered by the banks of the lake, creatively called Lake by its owner. She wasn't going to actually visit William, seeing as he was away with Locaha, but his lands were rather nice this time of year, so here she was.
She was supposed to meet Jora, Tooki and Mitra here, thanks to Syriusz and Blackear's joined efforts to kick them out of the house on "vacation", because they were all apparently getting so raudy, the rest of the pack members couldn't work. So, they decided to get rid of the troublemakers for two to five buisness days under the guise of them needing some time alone with nature. As if they didn't live in a godsdamned tree.
Well, anyway, Alex was bored enough at home that she decided to entertain Syriusz and Blackear's idea, and take her drinking outside.
Now, the problem was, the only car available was a three-seater jeep, so Alex gratiously allowed Jora to take the rest in a car, while she just appears (or walks, depending on how bored she actually is) by the lake in William's lands.
-
Alex stopped right by the edge of the water and sighed heavily. She rolled her neck, then her shoulders, then she kicked a stone. It yelped in surprise as it hit the water and sank. Alex sighed again, then plopped on the ground with a flutter of her thin gray coat.
That was a fucking great idea, she thought snarkily. Now she's even more bored than she was before taking that "vacation". Welp, nothing left to do but drink.
She barely had time to reach inside of her interdimensional pockets for a bottle of whiskey, before a giant green car almost steamrolled her over, appearing seemingly out of nowhere. Alex ducked and rolled into the icy dark waters of the lake, cursing the entire time.
The jeep screeched to a halt, and three cackling people piled out.
Alex broke the surface and spit out water, glaring at the people with her best death stare.
"You better fucking run, 'cause if my whiskey is on the bottom of the lake, I will put you there too."
"Bring it, Saudare", sneered Mitra with a grin that was definitely too wide for his face.
"Hey, we're supposed to be here on vacation, right? So fucking behave yourselves." Tooki rolled his eyes, popping the trunk of the car, while Jora tried - and mostly failed - to fish Alex out of the lake without getting wet himself.
"Where's the fun in that?" Alex shook herself out like a dog, grinning almost as wide as Mitra when she managed to soake the former god.
"You're in luck, found it." Jora pushed a heavy glass bottle in Alex's hands. It was covered in mud and algae, but it didn't seem to stop Alex from immidiately drinking from it.
-
"Day drinking already, Alex? We barely got here." Tooki scoffed, pulling out what was basically his every earthly possession; chairs, tables, blankets, a fucking grill.
"Day drinking, night drinking. It's just fucking drinking. There's no need for separating the two, if you don't plan to stop in between."
"You're a fucking alcoholic, you know that, right?" The Beast pressed his fingers to his forehead, sighing deeply.
"High-functioning one, though." Alex winked, taking another big swig from her bottle, before Jora snatched it from her grasp, earning a glare and a half-hearted slap on an arm.
Tooki, in lieu of an answer, snorted, backed up by a full-blown cackle from Mitra.
-
Alex, eloquent as always, sputtered something vague in response, before giving up on words alltogether and resorting to giving Tooki a middle finger instead. Mitra was dutifully ignored by all.
Jora took a swig from the dirty whiskey bottle, and barely managed to swallow, before he got an elbow to the ribs and a heavy army-issued boot to a shin, and Alex claimed her drink back. Jora was the only person that could pull that shit off and not get murdered on sight, but even he should watch himself when Alex was in one of her moods. And today, she definitely was. A mood to fight about eveything and nothing, to be exact.
Right now, Mitra was definitely breathing too loud. And smilling too wide. And generally existing. Alex was already pissed off. She drank some more whiskey. It helped a little.
Mitra locked eyes with Alex and his grin widened exponentially. His black eyes seemed to glow inwardly, and they held a message in them. The message was "do you want to fight now, or should we drown them first" probably, if Alex still knew how to read Mitra's eye-messages. She send him an answering look of her own, saying "no drowning, but we can steal their food, and then fight". Mitra blinked slowly and grinned like a cat that's got the cream - which, by the way, is a very weird saying considering most cats are lactose-intolerant - his eyes saying "I grab the bread, you grab the sausages". Alex smiled wolfishly, sharp elongated fangs showing.
Someone cleared their throat very loudly. Alex and Mitra looked at annoyed Tooki, their eye-contact snapping.