Smoczy Jeźdźcy
Poza terenami => Ziemia Węży => Wątek zaczęty przez: William w Sierpień 12, 2013, 12:20:30
-
Następne pustkowie.
-
Wlecieliśmy.
-Czekajcie tu, schowajcie się... gdzieś. Za... jakieś dwie godziny wracam.
-
Wszedłem z Ellie.
-Szybko, na Tiarę. - mruknąłem, prawie nie ruszając ustami.
-
Weszłam. Ruszyłam ku Tiarze i zwinnie weszłam.
-
Podszedłem do Tiary, Ellie i Locahy. Złapałem się grzbietu Smoka aby wskoczyć. Nagle wygiąłem się w tył, czując potworny ból w plecach, po czym spojrzałem w dół. Z piersi wystawało mi ostrze i kilkanaście centymetrów włóczni. Charknąłem, z ust zaczęła mi lecieć krew. Wyplułem jej trochę i zacisnąłem palce śliskie od krwi na drzewcu z przodu. Za mną rozległ się śmiech.
*Jedźcie*, wysłałem myśl do Ellie.
-
Spojrzałam na Williama. Nie chciałam go zostawiać, i gdy już chciałam schodzić, Tiara wystartowała.
-Co ty wyprawiasz?! Mu trzeba pomóc! TIARA! Nie!-wrzeszczałam, jednak ona mnie nie słuchała. Podjęłam decyzję i zeskoczyłam z jej grzbietu w locie. Wiedziałam, że to niebezpieczne, jednak mój umysł nie działał trzeźwo.
-
Locaha wystartował i złapał Ellie w pazury. Wzbił się wyżej i zrównał z Tiarą.
Z charknięciem odwróciłem się i spojrzałem na przeciwnika.
-Daj... spokój... Aaken... Myślisz... że... zwykła... włócznia... mnie...ugh... zabije...?
-Ależ skąd. To nie jest zwykła włóczna. A teraz... - Aaken zbliżył się powoli i nachylił ku mnie twarz tak, że prawie się stykaliśmy nosami. -...idź.
Poczułem jeszcze silniejszy ból. Pomyślałem, że pewnie ostrze jednak musnęło serce. Odwróciłem się i ruszyłem przed siebie, chwiejąc się i prychając krwią. Za mną rozległ się szyderczy śmiech.
-
-Zostaw mnie!-krzyknęłam. Zaczęłam się wiercić, by wydostać się z pazurów.
-
Locaha wzniósł się nad Tiarę, aby w razie czego puścić ją na nią.
-
Gdy się wyrwałam, spadłam na Tiarę.
-Nie! Tiara! Na dół! William mnie potrzebuje! NIE!!!-krzyczałam na Tiarę, ale ona nadal mnie nie słuchała, jednak po jakimś czasie powiedziała:
-Nie narażę ciebie na niebezpieczeństwo. Zrozum, on już nie żyje.
-A pogrzeb? Zaraz, jaki pogrzeb! On żyje, bo Locaha jeszcze jest wśród nas!-Tiara jednak mnie ignorowała.-Jeżeli ty mnie tam nie zabierzesz, to ja sama skacze. Jak się zabiję, to trudno.-powiedziałam lekko ochrypniętym głosem od krzyku.
-Nie, złapię cię, więc nawet nie próbuj.
Ja jednak postawiłam na swoim i zeszłam z jej grzbietu. Ona poleciała za mną i złapała, zaraz przy ziemi. Trzymała mnie sztywno w szponach, więc nawet o wyrwaniu się nie myślałam.
-
-On nie żyje. Kiedy umarł pierwszy raz, umarł naprawdę. Więź między nami zniknęła. Jestem wolnym Smokiem, William nie jest już moim Jeźdźcem, choć nadal go za niego uważałem. - powiedział Locaha.
-
Spojrzałam na Locahę. Czyli William nie żyje...
-A pogrzeb? Nie możemy go tak zostawić!
-
-Jak tam wrócimy, to nas trzeba będzie pogrzebać!
-
-Trudno!!!
-
Locaha warknął, nadal lecąc.
Dalej lazłem przed siebie (xD)
-
-Tiara, zrób to dla mnie i wracaj tam. Proszę!-powiedziałam zrezygnowana. Tiara nagle zmieniła kierunek i poleciała ku Williamowi
-
________________________
Nie ratuj mnie, sam dolezę >.< Po jakimś czasie...
-
Nagle jednak znów zawróciła (xD)
-Co ty robisz! Tiara! Proszę...-jęczałam. Tiara jednak uparcie dążyła w drugą stronę od Williama, po chwili doganiając Locahę.
-
Lazłem dalej, choć nie czułem już nóg. Spojrzałem w dół, zatrzymując się. Zamiast na swoje nogi, patrzyłem na... pień. Mój pień. Pień Drzewa. Nagle mój kręgosłup się wyprostował, głowa zadarła do góry, ramiona wysztywniły, wyginając się na boki na podobieństwo konarów... Stałem się drzewem. Czy będę umiał wystukiwać ''kill me'' jedną gałązką? - zastanawiałem się. Drzewa się nie ruszają, nie bez wiatru.
__________________________
xD
-
Tiara dalej leciała, a ja płakałam.
__________________
DRZEWO?!
-
_____________________________
Taa, jesion jakiś, czy coś...xD
-
________________
xD
-
Locaha nieco zwolnił.
-
Tiara również zwolniła, choć mnie to mało obchodziło (xD)
-
Locaha wyleciał.
_________________________________________
To teraz od razu na nasze tereny czy chcesz przelatywać nad tym wszystkim? xD
-
Wyleciałam z Tiarą.
_____________
Od razu na nasze tereny xD
-
_____________________________
No to pędzikiem, ja tu jeszcze trochę porosnę...xD
-
______________
xD
-
Siedemdziesiąt trzy krzewy iglaste, pokręcone, jakby wyszły spod ręki mistrza bonsai. Bladosine wielkie odłamki skał, leżące jak nadpsute mięso. Biała czapa śniegu na szczycie gór. Królewskie barwy jesieni na zboczach porośniętych lasem.
Gałęzie Drzewa poruszyły się lekko, choć nie było wiatru.
Jego Pień wygląda jak sylwetka człowieka z otwartymi do krzyku ustami. Ale nie wydobywa się z nich żaden dźwięk.
Drzewo to drzewo.
Drzewa nie mówią.
-
Siedemdziesiąt trzy krzewy iglaste, pokręcone, jakby wyszły spod ręki mistrza bonsai. Bladosine wielkie odłamki skał, leżące jak nadpsute mięso. Biała czapa śniegu na szczycie gór. Królewskie barwy jesieni na zboczach porośniętych lasem.
Drzewo o Pniu ukształtowanym w sylwetkę człowieka stoi, jakby na coś czekając.
Ale Drzewo to drzewo.
Drzewa nie ruszają się bez wiatru.
Drzewo jest drzewem.
Siedemdziesiąt trzy krzewy iglaste, pokręcone, jakby wyszły spod ręki mistrza bonsai. Bladosine wielkie odłamki skał, leżące jak nadpsute mięso. Biała czapa śniegu na szczycie gór. Królewskie barwy jesieni na zboczach porośniętych lasem.
-
Siedemdziesiąt trzy krzewy iglaste, pokręcone, jakby wyszły spod ręki mistrza bonsai. Bladosine wielkie odłamki skał, leżące jak nadpsute mięso. Biała czapa śniegu na szczycie gór. Królewskie barwy jesieni na zboczach porośniętych lasem.
I w kółko to samo.
Siedemdziesiąt trzy krzewy iglaste, pokręcone, jakby wyszły spod ręki mistrza bonsai. Bladosine wielkie odłamki skał, leżące jak nadpsute mięso. Biała czapa śniegu na szczycie gór. Królewskie barwy jesieni na zboczach porośniętych lasem.
-
Co to jest piekło? Piekło to właśnie dwa szczyty, przytulone do siebie, siedemdziesiąt trzy krzewy iglaste, pokręcone, jakby wyszły spod ręki mistrza bonsai, bladosine wielkie odłamki skał, leżące jak nadpsute mięso, biała czapa śniegu na szczycie gór, królewskie barwy jesieni na zboczach porośniętych lasem. To właśnie ten pocztówkowy widok, który stał się wszystkim.
-
Konary Drzewa napięły się, niby mięśnie, Pień Drzewa aż promieniował mocą... Nagle huknęło, błyskawica rozerwała pień.