Smoczy Jeźdźcy
Poza terenami => Las => Wątek zaczęty przez: William w Marzec 22, 2013, 17:48:23
-
Las poza naszymi terenami.
-
Wszedłem. Zataczając się, doszedłem do jakiegoś drzewa i oparłem się o nie. Cały byłem w różnych płynach, mojej, ciągle cieknącej krwi, oraz w czarnej cieczy która wyciekła z rany Fantoma.
-
Ciągle dysząc, ciągle wściekły na siebie, spróbowałem się opanować.
-Zawsze taki ignorowany, co byś nie zrobił, zawsze odwrócą to przeciwko tobie... Nikt ci nie wierzy, nikt nie ufa... Jednak zdarzenia z przeszłości potrafią odbić się na teraźniejszości... - rozległ się głos i spowiła mnie czarna mgła. Uśmiechnąłem się i zapadła ciemność.
-
Wszedłem i zobaczyłem jakiegoś mężczyznę podpierającego drzewo.
-Co Ci się stało?
-
Nadal byłem nieprzytomny, choć opierałem się na drzewie. Z rany na piersi zaczęła wyciekać czarna krew.
-
*Ja to zawsze muszę trafić na problemy itp* - pomyślałem. Wyrwałem kawałem z mego płaszcza i zacząłem tamować krwawienie.
-
Otworzyłem oczy. Były czarne, po chwili jednak znów stały się szare. Odsunąłem się nieco od nieznajomego i spojrzałem na niego.
-Bonvena.
-
Weszliśmy z Lyką.
Wleciałem.
-
-Bonvea- powiedziałem dziwnie patrząc na elfa.
-
-Jestem Alex - dodałem.
-
weszłam.
- co się stało?- zapytałam Alexa
- Bonvena
-
-William. Coś się stało?
-
-Ja Jake. Komu się coś stało?-odpowiedziałem
-
-Nie wiem co dokładnie się stało. Idę sobie lasem a on był pod tym drzewem nieprzytomny. I jest ranny.
-
-Nawet jeśli ranny, to wciąż przytomny - wtrąciłem.
-
Wleciałam na grzbiecie Tiary.
-Bonvena.-powiedziałam.
-
-Bonvena- powiedziałam
-
-Bonvena. Ale wprowadzicie mnie w temat chłopaki?
-
Podszedłem do Tiary.
-Cześć.
-
Rozejrzałam się po lesie. Zeszłam z grzbietu Smoka.
Odeszłam na bok.
-Hej.-odpowiedziałam.
-
-A tam dla mnie nie przytomny... Ale nich będzie ranny ale przytomny - poprawiłem.
-Bonvena
-
-Dobra. Alex wprowadzisz mnie w temat?
-Ładnie wyglądasz.
-
-Jak zwykle niepotrzebny... - szepnął głos tak cicho, że tylko ja go usłyszałem. Zacisnąłem zęby z gniewu. Wyczułem radość Fantoma.
-
-O co chodzi? Może tak od początku?
-I nawzajem.-odpowiedziałam spokojnie. Złożyłam skrzydła u boku.
-
może w końcu pomożemy rannemu?- zapytałam i podeszłam do Williama dla pewności zablokowałam swój umysł...
-
-Ja tam nwm co się stało, ja wszedłem i ujrzałem rannego Williama, to tyle co ja wiem
-
-Może zrobić jakąś maść na rany czy coś? -zapytałem.
-
-Idź.-powiedziałem i podszedłem do Williama.
-
Podeszłam do Williama.
-
-Nic mi nie jest. - oddaliłem się nieco, ale zachwiałem się i przytrzymałem drzewa. Fantom syknął triumfalnie.
-
a umiesz robić takie maści?- zapytałam Alexa
-
-Tak, z pewnością nic ci nie jest.-powiedziałam sarkastycznie.
-
-No oczywiście - powiedziałem i ruszyłem w poszukiwaniu potrzebnych mi ziół.
-
mogę pomóc w szukaniu ziół?- zapytałam
-
-Nic mi nie jest, jasne? Nie chcę pomocy. - nie widziałem już lasu, tylko szczerzącego się złośliwie Fantoma, który był niewidoczny dla innych. Dysząc, wyprostowałem się i rozłożyłem ramiona. Moje oczy znów stały się czarne, jak tunele w mojej pustej twarzy, wykrzywionej w grymasie okrócieństwa.
-
Patrzyłam czujnie na Williama.
-
-No pewnie, że możesz - powiedziałem.
-Musimy znaleźć bezoar, flime i peaptome -
-
Podeszłam bliżej Williama. Nie zawahałam się.
-
masz szczęście że wiem ja to wygląda- powiedziałam sarkastycznie
-
-To ty poszukaj bezoaru -powiedziałem do Lyki - to taki niebieski kwiat z kolcami, nie pachnie zbyt przyjemnie, więc na pewno go znajdziesz.
-
weszłam niewidzialna i obserwowałam co się stało
-
-A ja idę poszukać flimy i peaptome - powiedziałem i ruszyłem w głąb lasu.
-
-Tu nie ma innych roślin prócz drzew. Tylko w lesie na terenach. - rozległ się lodowaty głos.
-
________________
fajnie, że teraz to mówisz.
-
To Fantom mówi przeze mnie xD
-
Podeszłam do drzewa niewizialna i obserwowałam
Zauważyłam że William jest coś nietak
-
Patrzyłam na Williama.
-
_________________
To w końcu są te rośliny tu czy nie? :P
-
Wyczułam, że ktoś tu jest.
-Bonvena-cicho się przywitałam, obserwując drzewa.
-
- Bonvena
______________________________________________
tu nie w tym drugim lesie :P
-
-Ripper!- zawołałem
Zjawiłem się i wylądowałem na małej polance w lesie.
Wsiadłem na smoka.
-Leć do lasu
Wyleciałem z Alexem na grzebiecie.
-
Czekałam na ruch pośród drzew.
-
Moje oczy zrobiły się szare po czym znów czarne, aż w końcu białe bez źrenic. Fantom zaśmiał się lodowato, siedząc w moim ciele. Za jego sprawą, wyciągnąłem błyskawicznie miecz i zraniłem Ellie w ramię, po czym uniosłem głowę i wycelowałem miecz w Jake'a.
-
szybko wybiegłam z lasu
-
Syknęłam z bólu. Jednak zareagowałam i wyjęłam sztylet i stanęłam pomiędzy Jakiem i Williamem.
-
Niewidzialna krzyknełam To Fantom
-
-Pewnie tak.-odpowiedziałam komuś.
-
-Ja jestem Fantomem - odezwałem się, a raczej istota we mnie.
-
Zrobiłam się widzialna
-
-Bonvena.-przywitałam się z Emeli.
-
-Bonvena - odpowiedziałam
-
Fantom w moim ciele zmusił mnie, abym wytrącił mieczem sztylet Ellie, który odleciał głęboko w las.
-
Wleciałem i położyłem.
Zszedłem z smoka
-Bonvena - powiedziałem -maść gotowa.
-
_________
Idę, możecie mnie zabić, róbcie co chcecie. Pa
-
- Bonvena... znów- powiedziałam i usiadłam trochę zdyszana
-
-Bonvena - odpowiedziałam
-
Fantom zniknął. Moje oczy zrobiły się szare. Padłem na ziemię bez sił.
-
Wiliam - krzyknełam
-
-Trzeba szybko posmarować rany - powiedziałem i zbliżyłem się do Willa - I będzie szczypać, bardzo szczypać.
-
smaruj - powiedziałam zdenerwowana
-
-Nie. Moja krew sama wszystko zrobi. To dlatego nie mam sił. Ale zbaczając z tematu, może chcesz lecznicę?
-
-I radzę nie mieszać ziół z moją krwią. Mieszanka wybuchowa - mruknąłem.
-
-Dobra to poczekam, ale jak samo Ci się nie zregeneruje to wtedy nie unikniesz "smarowania" - powiedziałem z lekkim żartobliwym uśmieszkiem.
- Bo ja wiem, ja tam to leczyć umiem tylko tyle co ziołami...
-
Dziwiłam się gdy to powiedział
- A z wodą z jeziora można - spytałam
-
-Jestem starszy od ciebie, Alex, i pod wieloma względami lepiej wykształcony, a jednak to zawsze ja odnoszę rany. - pokręciłem głową.
-
-Bo najwidoczniej masz pecha. - mruknąłem i usiadłem pod drzewem
-
William - powiedzialam
-
-Nie pecha, tylko wrogów.
-
Proszę was przestancie - powiedziałam
-
Jeśli już po wszystkim to ja może pójdę- powiedziałam i wyszłam w góry
-
-O co ci chodzi, Emeli?
-
Już nic powiedziałam
-
-Przepraszam was za to co się tu stało, ale... Nie, to moja wina. Jak zawsze. - wyszedłem.
-
rozejżałam się i podeszłam do Ellie - wszystko w porządku spytałam
-
Rozejrzałem się w koło
-Już wszystko dobrze Will? - zapytałem.
-
Wyleciałem
-
Wyszedłem.
-
po czym zrbiłam się niewidziałna i zaczełam chodzić z nudów
-
-Kto tu jeszcze został?-spytałem
-
Niewidoczna odpowiedziałam
-Ja i Ellie
-
-Aha, to ty jesteś niewidzialna Emeli?
-
- Tak odpowiedziałam i się spowrotem się odczarowałam że była widoczna
-
-No to ja idę.-powiedziałem
-
aha dobra - powiedziałam
-
-Uwierz mi, robię to dla twojego dobra. Wierzysz?
-
Tak- powiedziała smutna
-
-Nie smuć się. Pamiętaj, że masz szczególne miejsce w moim sercu.
-
Popatrzyłam się na Jake'a
-
-Recuerde, usted tiene un lugar especial en mi corazón.
-
Ty w moim też - powiedziała
-
-Te amo.
-
-Ja ciebie też
-
Podszedłem do dziewczyny i pocałowałem ją w policzek.
-Nie mogłem się powstrzymać. Nie umiem bez ciebie żyć.
-
Wszedłem. Zacząłem szukać czegoś w podszyciu, niezwracając uwagi na obecnych.
-
Ciągle jesteś w moich myślach - powiedziałam
-
Odszedłem od dziewczyny.
-Jak się czujesz William?
-
Patrzyłam
-
Przestałem na chwilę szukać, ale wciąż patrzyłem na ziemię.
-Ja? Jak zwykle. Dobrze. Przepraszam. Po prostu gdy widzicie, że coś jest ze mną nie tak, unikajcie mnie. A skoro tak jest cały czas, w ogóle mnie omijajcie.
-
-Nie przesadzaj. Ja też mam problemy i w dodatku wplątałem w nie Emeli.
-
Popatrzyłam na Jake'a
-
-Ja wplątałem was wszystkich.
-
-Muszę ją wyplątać. Inaczej grożą jej poważne problemy.
-
słuchałam
-
-A spytałeś czy chce żebyś mnie wyplątał z tych kłopotów - powiedziałam do Jake'a
-
-To moja decyzja. NIe obchodzi mnie twoje zdanie w tej sprawie.
-
-Aha - powiedziałam
-
Ale ja cie kocham i chce być z tobą nie wzracając na uwagi na przeszkody - powiedziałam
-
-To niemożliwe.
-
Czemu - spytała smutna
-
-Bo nie chce cię narażać
-
Więc co muszę zrobić - spytała
-
Dalej szukałem śladów w podszyciu, nic jednak nie znalazłem. Skoncentrowałem się i przymknąłem oczy, kierując moc do uszu i nosa. Wyczuwałem zapachy osób z moich terenów, słyszłem oddechy elfów i leśnych zwierząt, nic nie przypominało zapachem gniewu lub zazrości.
-
Hallo Jake - powiedziałam
-
Wyszłam.
Wyleciałam.
-
Nic nie znalazwszy, wyszedłem.
-
Nagle poczułam nie pokój popatrzyłam się w niebo
-
- Musisz mnie unikać. Wszystko co związane z moją osobą musisz wyrzucić. Jednym słowem musisz pozbyć sie mnie z twojego życia.
-
Ale tak się nieda
-
-Da się. Musisz tak zrobić inaczej...
-
Co
-
-Inaczej oboje zginiemy, albo i gorzej.
-
Popatrzyłam się na Jake'a
-
Co się takiego stało że przesto......
-
-Pamiętaj kocham cię i robię to dla twojego dobra.
-
Pamiętam - powiedziała po czym zrobiło jej się trochę smutno
-
Wsiadłem na Cerbera i wyleciałem.
-
wyszłam.....
-
Wszedłem.
Moim oczom pokazał się mój śmiertelny wróg. Śmiał się ze mnie szyderczo i wmawiał mi, że jestem słaby. Najbardziej bałem się o życie Emeli, ale wiedziałem, że muszę skończyć te problemy. Kiedy przeciwnik stał odpowiednio blisko wbiłem mu sztylet w serce. Nie mogłem uwierzyć, że zabiłam człowieka. Schowałem ciało i usiadłem pod drzewem.
-
Miałem nadzieję, że Emeli tu przyjdzie.
-
Weszłam ...
-
Zauważyłam Jake’a
Jake - krzyknełam i podbiegłam do niego
-
Wstałem i podniosłem dziewczynę i zakręciłem ją dookoła.
-
Kocham cię - powiedziałam cicho patrząc Jake’owi w oczy
-
-Ja ciebie też.-powiedziałem i przytuliłem dziewczynę do siebie.
-
Nadal muszę o tobie zapomnieć - spytałam przytulona do Jake’a
-
-Miejmy nadzieję, że moje problemy już się skończyły. Pamiętaj: jak ktoś podejrzany będzie się o mnie pytaj udawaj, że mnie nie znasz.
-
Dobrze.To teraz już niebędziemy się unikać - powiedziałam cicho
-
-Pamiętaj.-powiedziałem i pocałowałem ją w czoło.
-
Dobrze.-powiedziałam cicho
-
Popatrzylam się Jake'owi w oczy
-
Cieszcze się że już niemusimy się unikać - powiedziała cicho patrząc Jake'owi w oczy
-
Pocałowałem dziewczynę namiętnie.
-
Odwzajemniłam pocaunek
-
Oderwałem usta od dziewczyny.
-
Nagle zakręciło mi się w głowie
-
Chwyciłem dziewczynę.
-
Dziękuje że mnie złapałeś i przepraszam - powiedziałam
-
-Za co przepraszasz?
-
Niechciałam żeby tak się stało
-
Usłyszałam wycie wilka zrobiłam się niespokojna.
Jake możemy z tond iść -spytałam niespokojnie
-
-Ty idź, ja zostaje.
-
Dlaczego - spytałam
-
Ty nieidziesz to ja też niemam zamiaru z tad iść - poiedziałam cicho
-
Podeszłam do Jake'a i popatrzyłam mu się w oczy.
-
-Idź, proszę. Zaraz do ciebie przyjdę.
-
Na pewno obiecujesz - powiedziała stojąc przy Jake'u i patrząc się mu w oczy
-
-Tak.
-
No dobrze pójdę ale będę czekała powiedziałam wciąż patrząc się w oczy Jake'a
-
Pa.-powiedziałem
-
Pocałowałam Jake'a po czym wyszłam
-
Upewniając się, że dziewczyna wyszła wyciągnąłem zwłoki. Wziąłem je na plecy i zaniosłem do siebie. Wyszedłem.
-
Wszedłem z Locahą.
_____________________
Tutaj, w terenach poza, możemy pisać jako smoki w trzeciej osobie, żeby było łatwiej.
-
Weszłam, a obok mnie Tiara.
-
-Dobra, idziemy. - mruknąłem i ruszyłem przez ciemny i gęsty las.
-
Poszłam za Williamem.
-
Locaha dogonił mnie i Ellie, starając się iść w miarę cicho.
-
-Czemu nie możemy przemierzyć tego na Smokach?-spytałam Williama.
-
-Nie chcę, aby ktoś nas zobaczył. Ludzie Węże mogą zachcieć zająć nasze tereny. Co jak co, ale po powrocie - jeśli wrócimy - wolę, aby mój dom jeszcze stał, najlepiej pusty.
-
Skinęłam głową.
-
Uśmiechnąłem się krzywo i ruszyłem dalej.
-
Obejrzałam się, gdy coś zaszeleściło.
-
Obejrzałem się ze zmarszczonymi brwiami, ale nic nie powiedziałem.
-
Poszłam dalej, jednak miałam złe przeczucia.
-
-Locaha, szybciej. - mruknąłem. -Chodzenie nocą po obcym lesie nie jest zawsze stuprocentowo bezpieczne.
-
Tiara szła tuż za mną. Obejrzałam się, spoglądając na nią.
-
Locaha przyspieszył.
-
Zaczęłam się zastanawiać, jak to będzie.
-
Idąc całą noc, dotarliśmy do obrzeży lasu.
-
Byłam lekko zmęczona. Wyciągnęłam wodę z torby.
-Chcesz?-spytałam się Williama.
-
-Nie, dzięki. Lepiej coś zjedz, na pustkowiach nie ma nic prócz nielicznych piesków preriowych i jakichś korzeni. - podałem Ellie swoją torbę, gdzie miałem nieco jedzenia. -Locaha, idź zapolować. To być może ostatni raz.
-
-Nie, mam jedzenie.-powiedziałam i wyjęłam coś z torby. Zakręciłam wodę i schowałam.
-Tiara, ty też lepiej idź zapolować.
-
-Właśnie. - spojrzałem na Smoki. Po chwili wyciągnąłem z torby butelkę Black Magic i wylałem nieco na dłoń, którą przyłożyłem do ziemi, coś mamrocząc. Dało się słyszeć imię Hinda.
-
Hinda? Poczekałam, aż William skończy, po czym spytałam:
-Kto to jest Hinda?
-
Uśmiechnąłem się krzywo.
-Nadaku. Coś jak... Opiekun. ''Bóg'' ognia. W zwyczaju Ludzi Ognia jest prosić go, aby patrzył na twoją śmierć.
-
Zastanowiłam się. Dlaczego zaraz zakłada, że umrzemy?
-
Wzruszyłem lekko ramionami i wygiąłem je do tyłu.
-Prześpij się. Będę... Trzymał wartę.
-
-Za dwie godziny mnie obudź. Będziemy zmieniać wartę.-powiedziałam i położyłam się. Po jakimś czasie zasnęłam.
-
Nie odpowiedziałem. Przysiadłem na skale, patrząc w dal, na Pustkowia. Po chwili mrugnąłem i zorientowałem się, że patrzę na Ellie, zamyślony.
-
Odwróciłem wzrok i znów się zamyśliłem. Gdy się ocknąłem, znów patrzyłem w inny punkt. Tym razem stare, złamane drzewo, które oparło się o inne.
***Około czterech godzin później***
Głowa zaczęła mi się kiwać.
-
Spałam. (xD)
-
Zeskoczyłem ze skały i kucnąłem obok Ellie. Pochyliłem się nad nią.
-Ellie... Obudź się...
-
Otworzyłam oczy. Wstałam, przeciągając się.
-Teraz ty idziesz spać.
-
Pokręciłem głową.
-Musimy iść dalej. Nawet te cztery godziny to była zbyt duża przerwa.
-
-Miałeś mnie obudzić po dwóch godzinach, nie czterech! Musisz się przespać.
-
-Daj spokój. Potrzebowałaś snu. Idziemy. - założyłem torbę. Locaha wyłonił się z lasu, już po polowaniu.
-
Mruknęłam coś pod nosem. Założyłam torbę, a obok mnie pojawiła się Tiara.
-
Odetchnąłem głęboko i wyszedłem poza linię drzew z Locahą. (wyszedłem)
-
Wyszłam z lasu, a obok mnie kroczyła Tiara.