Smoczy Jeźdźcy
Poza terenami => Pustkowia => Wątek zaczęty przez: William w Sierpień 12, 2013, 12:06:58
-
(http://ts1.mm.bing.net/th?id=H.4785483731436460&pid=1.7)
-
Wszedłem z Locahą.
-
Weszłam, a obok mnie Smok.
-
Kiwnąłem na Ellie i Tiarę i ruszyłem przez pustkowie z Locahą u boku.
-
Ruszyłam za Williamem.
-
***Three hour later***
-
(http://images.wikia.com/spongebob/images/8/89/Later.jpg)
-
Usiadłem na jakiejś skale. Nie było bardzo gorąco, ale przynajmniej około 28°C.
-
Przystanęłam, opierając się o Tiare.
-
Wyciągnąłem bukłak z wodą i wypiłem łyk.
-Chcesz? - spytałem Locahy. Pokręcił głową. -A wy? - zwróciłem się do Ellie i Tiary.
-
-Nie, dzięki. Mam wodę.-powiedziałam i wyjełam napój z torby. Napiłam się i dałam Tiarze.
-
-Ok. - schowałem wodę.
-
-Prześpij się.
-
-E-e. Jeszcze wytrzymam.
-
-Połóż się. Tej nocy ja trzymam wartę.
-
-Nie. Idziemy, póki możemy. - wstałem i znów ruszyłem przed siebie. Za mną podążył Locaha.
-
Pokręciłam głową lekko i ruszyłam dalej. Obok mnie szła Tiara.
-
Szedłem przed siebie miarowym, równym krokiem, ze zmarszczonymi brwiami patrząc na choryzont.
-
Szłam dalej przed siebie.
-
***Jakieś dwie godziny później***
Zatrzymałem się, wszystko dookoła mnie wirowało, centrum mojego widoku stanowiła ciemna plama, jedynie na obrzeżach coś jeszcze widziałem. Mięśnie mi drżały, głowa ćmiła bólem. Jedyne co teraz czułem to wszechogarniające zmęczenie i ból w miejscu, gdzie miałem zabliźnioną ranę po strzale.
-
Spojrzałam na Williama.
-Co się stało?-spytałam go zaniepokojona.
-
-Nic, tylko ta strzała była chyby była lekko zatruta...
-
-Może chcesz wody z jeziora?
-
-Nie, dzięki. -odparłem, a w myślach dopowiedziałem: ''To nic nie da, bo już zaczęła działać.''
-
Skinęłam głową.
-Teraz musisz się przespać.
-
-Dobra, i tak już zaczynam gadać bez sensu. - mruknąłem, rzucając torbę na ziemię. -Locaha, prześpij się.
-Jasne. - mruknął Smok, patrząc na mnie nieufnie.
-Spokojnie, nigdzie się nie wybieram. W stronę światła też nie. Zawsze wybieram mrok. - rzuciłem Locahsze znużony uśmiech przez ramię i położyłem się.
-Ja będę trzymał straż. Nie chce mi się jednak spać. - Smok wstał i zwinął się dookoła mnie, Ellie i Tiary jak mur.
-Jak chcesz. - mruknąłem. -Wy też odpocznijcie. - odezwałem się do Tiary i Ellie.
-
Położyłam się, a obok mnie Tiara. Przykryła mnie i Williama skrzydłem.
-
Oparłem się o skałę, na wpół siedząc.
-
W nocy przyśnił mi się koszmar. Zaczęłam się wiercić.
-
Sam nie wiedziałem, kiedy zasnąłem. W środku nocy, o godzinie szakala, kiedy śpi się najmocniej, coś mnie obudziło, jakiś ruch. Na wpół przytomnie spojrzałem na Ellie.
-
Zaczęłam się mocniej kręcić. Coś mną rzucało na boki, gdy w pewnym momencie znieruchomiałam. Ot tak. Straciłam dech.
-
Podpełzłem na kolanach do Ellie, natychmiast trzeźwiejąc. Złapałem ją za ramię i potrząsnąłem.
-
Zaczęłam się dusić, gdy nagle otworzyłam szeroko oczy. Szybko oddychalam.
-
-Co ci się stało? - spytałem szeptem.
-
-Ja... -ucięłam. Chciałam wszystko powiedzieć, jednak coś mi zakazało.-We śnie ujawniła się jakaś wizja...-więcej nie zdążyłam powiedzieć, bo zemdlalam.
-
-Hej, Ellie! - dałem jej w twarz (xD) i potrząsnąłem.
-
Nie reagowałam
-
Odkręciłem bukłak i wylałem jej wodę w twarz.
-
Usłyszałam głosy. W mojej głowie, krzyczały wrzeszczały. Zacisnęłam mocno powieki.
-
-Hej, Ellie! - potrząsnąłem ją za ramię. Gdy to nic nie dało, podniosłem rękę i z wyrazem rezygnacji i zniecierpliwienia na twarzy, wgryzłem się w swój nadgarstek. Szarpnąłem i wyjąłem zęby z rany.
-Pij. - mruknąłem, przytykając rękę raną do ust Ellie.
-
Poczułam coś ciepłego przy ustach.
-
-Pij. - powtórzyłem.
-
Zaczęłam znikać. Po prostu. Po chwili została po mnie biała smuga, która znikała na niebie. Na ziemi została karteczka:
"Myślałeś, że jeśli nie polecicie na Smokach, to was nie zobaczę? Dziewczyna jest u mnie. Chodź, a może zobaczysz ją jeszcze żywą. Ale niczego nie obiecuje."
-
Tiara spojrzała na karteczkę z przerażeniem. Przeniosła wzrok na Williama.
-
-Jesteś głupi. - rzuciłem w powietrze. -Tu nie o Smoki czy zobaczenie mnie chodzi. - Nie dostałem jednak odpowiedzi. Skonsternowany wskoczyłem na grzbiet Locahy. -Tiara, leć za nami. - mruknąłem. Locaha odbił się od ziemi i wzbił w powietrze.
-
Tiara wyleciała.
-
Locaha wyleciał ze mną.